Archiwum z 22 lipca 2009

Rozdz. XXXIX – Instytucja Gminy

środa, 22 lipiec 2009

Wszędzie tam, gdzie mechanizm dziedziczenia czy wręcz wojennej zdobyczy chce być zastąpiony przez system dotacji, budżetów  czy posad – wszędzie tam rozpoznaje się Gmina. Rozpoznaje się, gdyż to na jej modłę wymyślone zostały wszystkie: czy to komunistyczne dotacje czy z tej samej utopii sprawiedliwego podziału wyssane: unijne fundusze strukturalne oraz bezpośrednie dopłaty.

Więcej w wydaniu książkowym:

Rozdz.XXXVIII Obyś nie miał wnuków

środa, 22 lipiec 2009

poprzedni pierwszy następny

O Bocheńskiej  już było. I było, że jest ich wiele. Może nawet więcej. Małgosia z domu nazywa się  Gąsiorowską i jest kuzynką wybitnego polskiego pisarza,  autora „Huraganu” i „Księżny Łowickiej” – Wacława Gąsiorowskiego. Jest też siostrą rodzoną marksizującego poety z pokolenia Hybryd – Krzysztofa Gąsiorowskiego.

Małgosia ma w sumie czwórkę dzieci, w swym Salonie  101 hołubiła polską prawicę z zajmującym nawet krótko stanowisko jej męża Janem Parysem czy stawiającym pierwsze kroki na polskich salonach Radkiem Sikorskim. Słowem – jak ją kiedyś podsumowała Iza Cywińska: prawicowa kanapa.

Ta kanapa  poniosła jednak w Polsce Niepodległej totalną klęskę. Upadł Rząd Olszewskiego. Wszystkie próby stworzenia instytucji kultury czy mediów rodzimymi rękami spaliły na panewce. Gazety, telewizja, prywatne radio  – wszystko znalazło się pod  obcnym wpływem. Mniej więcej w tym samym czasie, gdy siłowo zamknięto moją „Nową Telewizję Warszawa” tworzoną przez Mirka Chojeckiego, czyli około 1995 roku – Małgorzatę brutalnie wyrzucono z Telewizji Publicznej.

Znalazłszy się bez środków do życia –  nie od razu,  nie od razu wcale musiała uznać, że nie ma wyjścia. Zgłosiła akces do gminy. Nic pewnego nie wiedząc o Ricie –   swej matce włoskiego pochodzenia  przyznała się do diaspory.

Znów oniemiałem,  znając na dodatek jej opowieść o bracie Krzysztofie. Gąsior bowiem by żyć publicznie  – miast z diasporą bratał się z komuną. A czynił tak także  i dlatego, że jak mi to sama Małgosia powiedziała kontrolujący środowisko poetyckie depozytariusze diaspory wyraźnie i wprost  mu powiedzieli, żeby się strzegł bo jest – cudzy. W Polsce komunistycznej bowiem,  poza tymi trzema wskazanymi mi przez autora „Żywotów zdań swawolnych”   klasycznymi drogami nowożytnej kariery, była jeszcze czwarta:  możliwość akcesu do Partii. Tę wybrał był Krzysztof, co dowodzi, że kariery pragnął nadmiernie jednak,  przynajmniej rodzinnie,  z żadną zdolną mu to ułatwić wspólnotą –  nie czuł się związany.

malgosia_ryngrafTymczasem jego rodzona:  z tej samej matki i ojca powita siostra, po opozycyjnych bojach, telewizyjnych przejściach i prawicowych ekscesach nagle odkryła w  sobie duszę szabaśnika. Dom Bocheńskiej  na Saskiej stał się z początkiem nowego tysiąclecia  miejscem spotkań rabinów. Przyjdzie taki dzień, gdy niczym paryska Olga, ofiaruje mi myckę i  łańcuszek z  Gwiazdą Dawida.

No cóż, gest miły. I znak solidarność się liczy. Ja jednak nie potrafię wyrwać z serca szkaplerza z chrztu  i odżegnać się od medalika dzieciństwa z Matką Boską Ostrobramską w szczerym złocie…

Więc przyjdzie i taka, bardzo już,  bardzo niedawna chwila,  gdy już wszystko niemal pojąwszy – w rozgoryczeniu wyrzucę Małgosi to szaleństwo zamykającej się diaspory.

– Jak kiedyś sklepiarze i chłopi mieli dość tandety sprzedawanej w sklepikach z getta, powiem tak nadejść mogą czasy, gdy inteligenci europejscy przypomną sobie, że nie wszyscy pochodzą z Góry Synaj. Jeszcze nie ja, zbyt dobrze znam dzieje holocaustu, nawet nie córki moje. Lecz jak tak dalej pójdzie  nasze wnuki  mogą  panoszącym się  ponad miarę drzwi  na pustynię wskazać.

– Obyś nie miał wnuka – klątwę rzuciła konwertyczka.

XXIX – Instytucja Gminy

CDN