Jego przodkowie wywodzili się z Polski. Nazywali się Szawarzyńscy. Dziś mieszka w Ivanowie 300 km. na północny wschód od Moskwy. To miasto włókiennicze. Przed pierwszą wojną można je było może porównywać z polsko, rosyjsko, żydowsko, niemiecką – Łodzią. I tam spotykały się cztery kultury, aż je jedna sowiecko-komunistyczna antykultura rozpędziła na cztery wiatry.
Byłem tam. Jechałem pociągiem do Moskwy, a stamtąd autobusem przez bezkres włodzimierskiej obłasti zmierzałem w stronę Ivanova trasą, którą Siergiej zwykł pokonywać … rowerem !
Tak to sobie wymyślił. Pięnaście bez mała lat Siergiej wędruje czy raczej wędrował po świecie na rowerze z laptopem, podłączony do internetu. Zdawał relacje sponsorom i Ivanowskim fanom ze swoich wojaży. Coraz częściej w towarzystwie żony Tani, która z oddaniem tylko Rosjankom znajomym pędziła za nim na kraj świata. Dopadła w Warszawie, zmuszając mnie bym jej znalazł wypożyczalnię rowerów by mogła za ukochanym pognać na Maltę – do Poznania.
Kto mi nie wierzy niech zajrzy na http://shavari.narod.ru/velo95rus.htm, gdzie o szaleństwach tego Tespisa na Bicyklu można więcej poczytać. Ale to nie koniec talentów jego. Poza tym, że wynalazł sponsorów i fanów dopingujących go w okołoświatowej podróży pozyskł też środki by w smutnym Ivanovie
– w „mieście dziewczynek”, królestwie przemysłu tekstylnego jakim w istocie jest ten odpowiednik naszej Łodzi, urządzać iście hollywoodzką galę nazwaną „Biała Wrona”. Jestem taką wroną. Człowiekiem, który nie przystaje do swego środowiska, zwraca na siebie uwagę. Odwiedziłem Ivanowo po trzech latach znajomości z Tanią i Sergiejem. W lutym 2003 gnałem do nich pociągiem przez Białoruś i Rosję. Zatrzymałem się w Moskwie, oglądałem szerokie prospekty i szosy, gdzie trup staruszki z prowincji leży nie zakryty, a kierowca dzikiej taksówki, jaką mi zafundowano, za nieopatrzny skręt w lewo przez dwie godziny trzęsie się ze strachu ( a ja czyli ‚inastraniec’ – czekam) nie wiedząc czy wyląduje (?-my – może obaj!?) w gułagu czy jednak zostanie wreszcie przyjęta przez kałmuckiego milicjanta łapówka.
Byłem w Moskwie w Trietiakowskiej Galerii, gdzie pojąłem czym jest rosyjski z ziemią związany naturalizm. W pełnej włoskich arcydzieł Puszkinskiej Galerii, zrozumiałem, jak na tej nieludzkiej ziemi dalekimi się zdają – włoskie lazury. I pierwszy raz z dogłębnym zrozumieniem powtarzałem, za Miłoszem ze „Sieny” że „słodyczy dosyć – ale ta słodycz od ziemi odpycha”. Patrzyłem na Moskwę, w której panienka w metrze sprzedaje na dziko rozmowy z automatycznej budki w cenie 50 impulsow karty za prawo do jednej rozmowy. I nikt jej nie aresztuje. I ktoś ją widać ochrania. Przyglądałem się oszołomiony Moskwie gwarnej i dzikiej, gdzie tylko na starym Arbacie przypominającym nieco deptak w Sopocie czy Krupówki w Zakopanem można poczuć się jak w przedsionku ( wschodniej rzecz jasna) – Europy. Trafiłem też do Teatru na Tagance, tam gdzie się dusza otwiera.
Wreszcie dotarłem do Ivanowa. Dziewiętnastowiecznej stolicy przemyslu włókienniczego zrujnowanego przez Stalinowców bardziej niż francuski Brest przez normandzką inwazję. Wkroczyłem do wielkiego jak hala sportowa kinoteatru, w którym Siergiej grać za nic nie chciał ale musiał, skoro odmówiono mu sali kameralnego „kukolnego” (lalkowego) teatru – i… zabrzmiała muzyka i girlsy zatańczyły.
Nagle za sprawą Szawarzyńskiego znalazłem się w Moulin Rouge czy na Manhattanie. Miejscowy lekarz śpiewał jazz otoczony pląsającymi nimfami niby amerykański notabl. Aktor dowcipkował jak przy wręczaniu Telewizyjnej Emmy. Zwycięzca olimpiady, nastolatek, był obsypany spadającymi z sufitu balonami – a niżej podpisanego, powitano – ku memu absolutnemu zaskoczeniu- rozbrzmiewającymi na całą salę, a ściągniętymi z internetu w formacie mp3 mymi własnymi ogródkowymi piosenkami. Ku swemu zdumieniu wygłosiłem w tym momencie éloge w znienawidzonym rosyjskim języku ze zręcznością jaką tylko takiej laurce zawdzięczać można:[1]
Laurka, no właśnie – święto! Balanga i śpiew, aż do rana. Patrząc na nich nie wiedziałem czy widzę przed sobą Komediantów Bergmana czy Zesłańców z Dostojewskiego. Czy ten rozśpiewany Siergiej to Dymitr Karamazow, który dla tańca, wyprawy, spektaklu – poświęci własne, a może każde życie ? Czy to Rosyjski los czy trop wszystkich wędrowców – kuglarzy ? A biegnąca za nim Tania, z roku na rok z większym trudem, niezmiennie zakochana – wielka artystka, która dla Siergieja poświęciła moskiewską karierę na Tagance, lecz w której jej jeden telefon wciąż wszystkie drzwi pootwiera ?
Miało być wesoło. – Jaki piękny rozdział – zaanonsowała mi wczoraj Ela Bąkowska z Delaware, moja amerykańska Muza i Korespondentka. „I jaki – optymistyczny”…
– Nie ma już Tani ! Nie żyje !!!
W czerwcu tego roku znaleziono ją zamordowaną w skromnej klitce w Ivanovie, w komunistycznym blokowisku tam, gdzie mnie szesć lat temu z mężem przyjmowała. Ostatnia podróż rowerowa Sierioży do Irkucka została przerwana 25 czerwca 2009 przez rosyjską milicję. Sam jeszcze nie wierzę w to, co przed chwilą wyczytałem w Internecie !
Ot i los człowieka. Szalonego podróżnika, genialnego organizatora czy wiekiego hochsztaplera ? W 2005 jak się dowiaduję – kandydata na burmistrza czy mera Ivanova, który jednak w ostatniej chwili wycofał swoje nazwisko z wyborczych list. Już, już dyrektora Kiszyńskiego Teatru Dramatycznego w Ivanovie o czym donosiła prasa publikując wywiady kandydata … aby wydział kultury po tych enuncjacjach ogłosił, że to myślenie życzeniowe.
„Dusza Rosyjska”. Z takim spektaklem objechał Sierioża świat cały. Zjechał Europę i Azję, Skandynawię, Niderlandy i Chiny. Zjechał mając przecież jakieś oparcie i zaplecze. Obserwując ich „wronią” imprezę w Ivanowskiej kinowej Sali, nie mogłem nadziwić się uwadze z jaką rodacy dopingowali szalonemu Sergiejowi, który ruszył w drogę by Rosję ukazywać światu. Ba nawet dziś, kto przeczyta w Internecie tekst Александра Гopoxoba uzna, że więcej pobrzmiewa w nim podskórnego współczucia niż obowiązkowego potępienia.
Co tam się stało ? Sierioża, pisze Гopoxob w artykule „Biała Wrona czyli nic po ludzku”: „był postrzegany jako człowiek wesoły, może nieco szalony ale bezwzględnie dobry i poszukujący w życiu czegoś lepszego i niezwykłego”.[2] Mogę się pod tą opinią podpisać obydwiema rękami. – Czy mógł oszaleć ? – Ba ! Każdy może! Potomek polskiego szlachcica zagonionego w tiurmę, wychowany na Dostojewskim, rozpieszczony przez rosyjskie wcielenia dobroci tych Soń, Gruszeniek czy … Griszanin.
Kiedy jechałem do nich raz jeden jedyny – do Rosji, odczułem z całą bezpośredniością siłę tego trwania. Wracałem z włoskich Alp, gdzie z córeczkami spędziliśmy kilka najpiekniejszych dni mego życia w Dolomickiej Paganelli. Przejechałem w ciągu tygodnia 3 tysiące kilometrów i niezmierzony dystans kultury. Zostawiłem dziewczynki w Warszawie, by spotkać się z rosyjskiej duszy bezmiarem.
I cóż mam dziś powiedzieć na obronę zakutego w kajdany pensjonariusza СИЗО № 1. ?
– Że wszystkiemu z pewnością winien jakiś Smierdiakow !?
– Że w dwa tygodnie po śmierci Tani, nadeszła wiadomość o śmierci Николайa Семёновичa Максимовa – aktora i dyrektora tego Kiszyńskiego Teatru w Ivanovie, którego szefem z jakiegoś powodu Sierioża dwa lata temu nie został…
Nie widziałem ich sześć lat. A zapamiętałem jakbyśmy się rozstali wczoraj. Cóż mam powiedzieć tu w Warszawie o tym, co dzieje się trzysta kilometrów na wschód od Moskwy, tam gdzie
„Kraina pusta, biała i otwarta
Jak zgotowana do pisania karta.
Czyż na niej pisać będzie palec Boski,
I ludzi dobrych używszy za głoski,
Czyliż tu skryśli prawdę świętej wiary,
Ze miłość rządzi plemieniem człowieczem,
Że trofeami świata są: ofiary?
Czyli też Boga nieprzyjaciel stary
Przyjdzie i w księdze tej wyryje mieczem,
Że ród człowieczy ma być w więzy kuty,
Że trofeami ludzkości są: knuty?”.
Miało być radośnie. Bo przecież teatr, Dolina Szwajcarska, wędrówki i spotkania są znakiem Europy. Płyną z południa, znad Śródziemnego Morza.
A tu ? – Tu wieją wiatry od wschodu.
– Czy czynownicy co zakażają dziś kulturę przywiślańskiego miasta są łagodniejsi od tych, co w Ivanovie natychmiast skasowali dostępną jeszcze tylko w skrócie pamięci Googli rozmowę zszokowanych internautów, wiążących – co naturalne- śmierć Tani i dyrektora teatru i pytających – kto następny ? A podsumowanie oskarżenia Sierioży „mówiącym samym za siebie” stwierdzeniem, że wszak nie rozważa się nawet domniemania innej niż obciążającej Wiecznego Wędrowca wersji wydarzeń ?
Czy to znak nadchodzących po 15-leciu czasów? Tych, w których zaproszona przez Kwaśniewskiego i Sikorskiego Rosja robi porządki u siebie i gotuje się na do inspekcji także europejskiego NATO-wskiego ogródka ? Dla mnie to było 15 lat Ogródka Teatralnego. Dla Szawarzyńskich też 15 lat trwającej rowerowej wędrówki z teatrem po świecie. Wędrówki, w trakcie której było nam dane natknąć się na siebie.
Cóż powiedzieć ? W mowie Szekspira ani Moliera, nawet w języku Mickiewicza czy Żeromskiego brak dobrych słów. Nie znając wyjaśnienia, nie licząc na prawdę – zamknijmy ten rozdział głosem płynącym z otwartej rany rosyjskiej kultury:
„Ale czy chcecie ukarać go strasznie, okrutnie, najstraszliwszą karą, jaką można sobie wyobrazić, ale i zarazem uratować i odrodzić duszę jego na wieki? Jeżeli tak, to zmiażdżcie go waszym miłosierdziem! Zobaczycie, usłyszycie, jak wzdrygnie się i przerazi jego dusza: „Dla mnie tyle miłosierdzia, dla mnie tyle miłości, czy zasłużyłem na to!” — oto co zawoła! O, znam je, znam to serce, to dzikie, lecz szlachetne serce, panowie przysięgli! Ukorzy się przed waszym czynem, bo łaknie wielkiego aktu miłości, rozpłomieni się i odrodzi na wieki. Są dusze, ograniczone duszyczki, które zawsze czują żal do całego świata. Ale zmiażdżcie tę duszę miłosierdziem, okażcie jej miłość, a przeklnie swoje czyny, albowiem kryje w sobie wiele dobrych zadatków. Rozpłomieni się i zobaczy, jak litościwy jest Bóg i jak piękni i sprawiedliwi są ludzie. Przerazi go, przytłoczy skrucha, i odtąd bezgraniczne poczucie powinności zapełni mu życie. I nie powie wówczas: „Skwitowałem się” — powie natomiast: „Jestem winien przed wszystkimi ludźmi, jestem najnikczemniejszy ze wszystkich ludzi.” We łzach skruchy i palącego, cierpiętniczego zachwycenia zawoła: „Ludzie są lepsi ode mnie, albowiem nie chcieli mnie zgubić — chcieli mnie ocalić!”
O, tak łatwo wam zdobyć się na to, na ten akt miłosierdzia, albowiem wobec braku pewnych i bodaj zakrawających na prawdę poszlak trudno wam przecież będzie powiedzieć: „Tak, jest winien.” Lepiej uniewinnić dziesięciu winnych niż ukarać niewinnego — czy słyszycie, czy słyszycie ten wielki głos z zeszłego stulecia naszej wspaniałej historii? Czyż ja, maluczki, mam wam przypominać, że sąd rosyjski jest nie tylko karą, ale i ocaleniem zgubionego człowieka! Niech się inne narody trzymają litery prawa i kar, u nas jest duch i sens, ratunek i odrodzenie dla zgubionych. I jeżeli tak jest, jeżeli taką jest Rosja i jej sądy — to Rosja kroczy na czele, i nie straszcie nas waszymi oszalałymi trójkami, przed którymi z obrzydzeniem usuwają się inne narody! Nie oszalała trójka, lecz majestatyczny rosyjski rydwan triumfalnie i spokojnie dotrze do celu. W waszych rękach jest los mego klienta, w waszych rękach jest los naszej prawdy rosyjskiej. Ocalicie ją, obronicie ją, dowiedziecie nam, że ma jej kto strzec, że jest w dobrych rękach!” [3]
[1] Гость из Польши Анджей Тадеуш Кийовский получил гордое звание «белой вороны» в номинации «Полонез шампанского». Г–н Кийовский извествен в Польше как театровед, создатель театральной школы и организатор ежегодного фестиваля «Театров огродковых» — театра в парке. В своей краткой, но очень эмоциональной речи он поблагодарил всех, кто изобрел интернет за то, что благодаря этому чуду современной коммуникации он познакомился с Сергеем и Татьяной Шаваринскими. Выразил благодарность тем, кто придумал велосипед. Именно с помощью этого транспортного средства Шаваринский доехал до Польши. А также особую благодарность Анджей выразил своему счастью, которое позволило ему приехать в Россию и познакомиться с такими замечательными людьми.
The 8th Nomination: „A special dancing of Champaign”
The winner is a guest from Poland, Andzey Tadeush Kiyovskiy. He is known in Poland as a theatre specialist, a founder of a theater school and organizer of the annual festival „Theater in a park”. He is a very unruly and unpredictable person. He thanked everybody for a warm reception. His speech was brief but emotionally colored. He was very grateful for people who invented Internet because owing to it he has met Sergey and Tatiana Shavarinskiy. He was also very grateful for people who invented bicycle because owing to it Sergey Shavarinskiy was able to visit Poland. Moreover, he was very happy because he had an opportunity to visit Russia and meet a lot of wonderful people.
[2] всеми нами воспринимался как человек веселый, немножко с сумасшедшинкой, но, несомненно, добрый и ищущий в жизни чего-то необычного, лучшего”.
[3] Fiodor Dostojewski, Bracia Karamazow, tłum., A.Wat
Tagi: Opis Obyczajów, Shavarynsky, Сергей Шаваринский, Татьяна Гришанина