Wpisy otagowane ‘media’

Rozdz. XCIV – Mokrosińska – czyli Ciotka Rewolucji

niedziela, 8 listopad 2009

pierwszy poprzedni następny

Mokrosińska – czyli  Ciotka Rewolucji, r. XLIV

Z Krysią Mokrosińską było prościej. Pierwszy raz zaiskrzyło między nami, już po trzech miesiącach mojej pracy.W dużej mierze polegała ona na kontynowaniu redakcji świetnie rozpoczętej przez Goszczyńskiego strony internetowej. Pani prezes odkryła ze zdumieniem, że na archiwalnych stronach Centrum znajdują się teksty pana Goszczyńskiego, wywiady, których udzielał jako dyrektor CMWP włącznie z tymi, w których broni się przed stawianymi mu przez Zarząd SDP zarzutami.

Krystyna Mokrosińska w CMWP

Krystyna Mokrosińska w CMWP


Rozdz. XCIII – Stefan Bratkowski czyli nieprzyzwoitość

sobota, 7 listopad 2009

Poprzedni Pierwszy   Następny

Najprościej było by powiedzieć, że stałem się pierwszą ofiarą afery Rywina, od której genesis, czyli  15 lipca 2002 (nb. daty mych 48 urodzin)  dzielą nas w momencie poznania panny Kasi –  jeszcze jakieś dwa miesiące. Powody są jednak prostsze i mają osadzenie w etyce.

Dyrektorem Centrum Monitoringu zostałem po wyjeździe Joli Kessler, której SDP powierzyło tę funkcję po odwołaniu ze stanowiska Andrzeja Goszczyńskiego.

Andrzej Goszczyński (1957 - 2006)
Andrzej Goszczyński (1957 – 2006)

Ten stosunkowo młody jeszcze lecz ciężko i nieuleczalnie chory dziennikarz i ekspert w dziedzinie wolności słowa, przy ogromnym udziale profesora Andrzeja Rzeplińskiego z Fundacji Helsińskiej – instytucję stworzył i wyposażył w spore środki uzyskane głównie z zagranicznych fundacji COLPI  oraz Sorosa. Panowie powołali też Radę Programową, która działając jednakowoż pod auspicjami biednego naonczas jak mysz kościelna Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich ( czyli tych, co w odróżnienie od SDP-RP a wcześniej …SD-PRL nie złożyli w stanie wojennym deklaracji lojalności) prowadziła swoją i nie do końca zgodną ze stanowiskiem Stowarzyszenia politykę w sprawie projektu ustawa O dostępie do informacji. Jak już wspominałem Goszczyński lansował dyskusyjny projekt powołania funkcji Rzecznika Dostępu do Informacji, na które to stanowisko profesor Rzepliński ( nb. późniejszy kandydat na rzecznika praw obywatelskich) miał sporą ochotę? Wszystko to nie koniecznie podobało się Zarządowi SDP.

Konflikt jak konflikt. Rzecz w demokratycznym kraju normalna.  Goszczyński jednak drażnił, gdyż przy skutecznej pomocy Rzeplińskiego umiał zdobywać pieniądze. No i umiał się promować. W latach 1996 – 2001 o CMWP było głośniej i działało ono zdecydowanie skuteczniej od stetryczałego Stowarzyszenia Dziennikarzy Przyzwoitych, jak tę organizacje jej honorowy prezes Stefan Bratkowki  lubił nazywać.

Można było współpracować. Goszczyńskiemu oczywiście było potrzebne Stowarzyszenie ze swoją marką. Stowarzyszenie mogło korzystać z pasji człowieka, który bez reszty poświęcił się swojej sprawie. To się jednak nie mieści w polskim obyczaju. Tu każdy sobie, a główną motywacją jest – zawiść. Znowu trzeba zacytować mistrza Młynarskiego:

„ Ja to zwłaszcza się oburzam,

Szajba skręca moją kibić

Kiedy widzę ludzi, którzy

Jak to mówią, chcą się wybić.

Kiedy zauważam to

cały chodzę – o ! […]


Dodam jeszcze fakt istotny,

Że z tą szajbą, że z ta zadrą

Nie pałętam się samotny.

My tworzymy zwarte kadry

Wspólna szajba nas jednoczy.

Wspólny cel niezmiennie świeci.

A niech tylko kto wyskoczy –

my go zaraz – sami wiecie…

Czasem dłużej ktoś wyskoczy

trudno dopaść go – Heroda !

Lecz przy dobrej woli krzynie

Zawsze znajdzie się metoda…

Summa summarum – Andrzej Goszczyński został przez Zarząd Organizacji, w której imieniu skutecznie o środki występował odwołany. To z trudem ale można zrozumieć. Później jednak oczerniano go, obmawiano w sposób w moim przekonaniu wysoce niesprawiedliwy. Prosta zawiść wobec człowieka instytucji motywowała Krystyną Mokrosińską pełniącą funkcje Prezesa i Stefanem Bratkowskim, uważającym siebie za najwyższy autorytet moralny w tym kraju.

Powołana na miejsce Goszczyńskiego Jola Kessler poprosiła mnie o zastępstwo wiedząc, że mam pojęcie zarówno o księgowości jak i o Internecie, wiem co to promocja – słowem w swoim ogródku nawykłem tak samo działać jak pan Andrzej w swoim Centrum. Początkowo jako zastępca Joli,  później, gdy wyjechała na placówkę do Berna już jako szef, punkt po punkcie z narastającym szacunkiem oglądałem efekty pracy tego wspaniałego człowieka. Oczywiście było tam trochę bałaganu. Nawet księgowe błędy czy nieformalności na jakie bym sobie nie pozwolił. No tak ale ja miałem już za sobą obcowanie z machiną urzędniczą zbiurokratyzowanego samorządu.  Tu wszystko robiono w dobrej wierze. Ale nie wypłacono sobie ani jednej nieuczciwie zapracowanej czy nienależnej złotówki.

To bolało. Bolało tych, co wiedzą, że nie dość zniszczyć. Trzeba jeszcze zatańczyć na grobie. Tylko, że ten grób był już zdecydowanie bliżej. Goszczyński był przecież chorym na stwardnienie rozsiane inwalidą. Poruszał się na wózku. Samochodem dla niepełnosprawnych. Tylko Centrum trzymało go przy życiu.

Nigdy nie zapomnę tego zebrania Stowarzyszenia Dziennikarzy bez przymiotnika, na którym przyjmowano mnie w skład korporacji. Rozejrzałem się po geriatrycznej sali.  Jedynymi osobami, które mogłem poprosić o rekomendację byli…Krysia Gucewicz i Stefan Truszczyński. To wystarczająco chyba charakteryzuje zgromadzenie.  Gdzieś u szczytu sali miotała się jak pilna uczennica przy tablicy, aspirujaca do Zarządu  Agnieszka Romaszewska. Krysia Mokrosińska coś apodyktycznie perorowala do otaczającej ją telewizyjnej grupki nacisku. Andrzej Jonas w odwrocie. Jurek Kisielewski słał jak zwykle swe piękne uśmiechy. Ot – zwyczajne zebraniowe zachowania stadne. Ani piękne, ani naganne. I w tym wszystkim na mównicę wkracza autorytet, guru, przewodniczący honorowy – Stefan Bratkowski.

Stefan Bratkowski w CMWP
Stefan Bratkowski w CMWP (2002)

W swojej przemowie  jak zwykle pełnej paralogizmów, hucpy, buty i  niczym nieuzasadnionej autorytatywności pan Stefan, posunął się naraz do trudno powiedzieć czy bardziej moralnie czy prawnie gorszącego stwierdzenia. Oświadczył otóż nawiązując do zmian we władzach Centrum Monitoringu Wolności Prasy, że Zarząd SDP złożyłby na Andrzeja Goszczyńskiego doniesienie do prokuratury, gdyby nie fakt … jego ciężkiej choroby ! Takie stwierdzenie publiczne jest oczywistym przestępstwem. I to dwojakiego rodzaju. Albo bowiem się kogoś oskarża narażając na naruszenie art. 212.KK penalizującego obmowę, albo o czym uważający się za prawnika Bratkowski powinien wiedzieć – nie zgłoszenie przez organizację społeczną zawiadomienia o przestępstwie narusza § 2 art. 304 KPK.

Cóż, niech to zostanie wyraźnie powiedziana. Pan Goszczyński był istotnie inwalidą. I w jego zachowaniach znać czasem było tego ślady. Jednak badając posunięcia finansowe poprzednika wraz z biegłymi księgowymi nie znalazłem plam większych niż w życiorysie Stefana Bratkowskiego, któremu się wydaje, że skoro w Stanie Wojennym wydając swą słynną „Gazetę Dźwiękową” zachowywał się jak 90% społecznych elit względnie przyzwoicie  – nikt już nie pomni, iż w latach 60 tych i 70 tych zeszłego stulecia należał wraz ze swym bratem Andrzejem do 3% partyjnych karierowiczów !

Był bliskim współpracownikiem „Polityki” i późniejszego współtwórcy stanu wojennego Mieczysława F.Rakowskiego. Członkiem egzekutywy PO PZPR przy Związku

Stefan Bratkowski w programie ATK w NTW ( 1994)
Stefan Bratkowski w programie ATK w NTW          ( 1994)

Literatów Polskich. Z PZPR zresztą nigdy dobrowolnie nie wystąpił. Został z niej dyscyplinarnie w ’81 roku wyrzucony, co świadczy wyraźnie, że jego wizja narodowej swobody nie wykraczała poza tzw. Partyjny Rewizjonizm.  Przed narodzeniem „Solidarności” nie było mu też w głowie współpracować z Komitetem Obrony Robotników (KOR) czy choćby Towarzystwem Kursów Naukowych (TKN). Jedynie współtworzył niewątpliwie otwarcie infiltrowane przez władzę bo legalistyczne i chcące władzę rozsądną, umiarkowaną krytyką wspierać –  Konwersatorium „Doświadczenie i Przyszłość”. Korzeni tego ostatniego trzeba pewnie szukać we współtworzonym jeszcze przez tak znakomitych agentów jak Jerzy Urban Klubie „Krzywego Koła” działającego w październiku 1956 roku. Wszystkie te organizacje nie należały może do najmniej przyzwoitych, jednak miały zdecydowanie więcej cech internacjonalistycznych niż patriotycznych, a o sympatie do zasad wolnorynkowych też trudno je podejrzewać.

Nie sądźcie abyście nie byli sądzeni. Dla mnie nie ulega wątpliwości, że Andrzeja Goszczyńskiego zaszczuto. Trudno powiedzieć czy przyśpieszono jego pewnie nieuchronną śmierć. Z pewnością zatruto mu ostatnie lata młodego jeszcze życia. A organizując nagonkę na tego Pamiętnego Człowieka honorowy prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich – zdemaskował się jako człowiek wysoce nieprzyzwoity.

CDN. Mokrosińska –  albo Ciotka Rewolucji, Opis obyczajów… r. XCIV

Rozdz. XCII – Csatówna & CO czyli casus Hermiony

piątek, 6 listopad 2009

poprzedni pierwszy następny

Kto nie zna Hermiony, mistrzowsko sportretowanej, a może i zautoportretowanej przez Rowling autorkę  Harrego Pottera. Mój Boże ile ja w życiu tych Hermion spotkałem. Tych najzdolniejszych, pilnych, przejętych Nauką jak niegdyś Bogiem lub Mężem przejmowały się  panny przez całe całe stulecia. Kobieta bowiem, szczególnie młoda najbardziej chyba potrzebuje zjednoczenia i uwielbienia. Chce być podziwiana za swoje poświęcenie, wdzięk, pilność i pracowitość zwykle bardziej niż za talent.

Justysia Guze i Natalka Woroszylska, Daniela Międzyrzecka i Anka Wasilewska, Ania Tanalska i  Justynka Csató – córki  kształconych tatusiów.
Natalia Woroszylska
Natalia Woroszylska
Dwie ostatnie bodaj najsilniej przeżyły ów rozdźwięk między ambicją, a emocją, abstrakcją zawsze znakomitej oceny i konkretem siły oraz fizycznej odporności. Pierwsza wybrnęła z tego po ciężkim załamaniu psychicznym, gdy wędrowała na początku studiów między politechniczną fizyką a uniwersytecką filozofią.
Ania Tanalska, była córką nibyprofesora z Wyższej Szkoły Partyjnej gdzie produkowano tytuły naukowe dla nomenklaturowych aparatczyków. Dionizy Tanalski ( w stanie wojennym nawet redaktor naczelny „Studiów Filozoficznych”) miał imię Apostaty, a zawodowo trudnił się udowadnianiem, w duchu materializmu antypersonalistycznego, że Boga nie ma. Sytuacja naprawdę zdolnej Ani, szczególnie w okresie, gdy wszyscy byli już w opozycji nie była prosta. Wiem  jednak, że się otrząsnęła, nawet wyszła za mąż. Została tłumaczką i … psychoterapeutą.
Daniela Międrzyrzecka
Daniela Międrzyrzecka
Druga czyli Justynka to, córka (młodsza) przedwojennego socjalisty, powojennego teatrologa –  Edwarda Csató. Z Justynką skończyło się najgorzej. Jej ojca wykończyły rozterki roku 68. Tu organizacja partyjna, tam lojalność wobec strajkujących studentów szkoły teatralnej, w której wykładał. Tu polecenie partyjne by objąć naczelną redakcję „Dialogu” po emigrującym Adamie Tarnie. Tam wyniosła drwina zaangażowanych już w Marzec po uszy ludzi takich jak mój przyjaźniący się z panem Edwardem przez lata Ojciec. Tu przerażona żona, ( Danka – redaktorka „Kobiety i Życia”) i chorująca starsza córka ( Zuźka przez lata sekretarzująca w redakcjach Ekspresu Wieczornego, Porannego, Życia Codziennego) – kontynuująca dwuwiekowe tradycje redaktorskie tej na poły węgierskiej, na poły austriackiej rodziny Polaków z wyboru. Tam antysemicka nagonka na przyjaciół z Erwinem Axerem (ojciem Andrzejka –Sahibka)na czele. 48 letni monograf Leonna Schillera nie wytrzymał napięcia. Zmarł na zawał w pociągu z wracając Uniwersytetu w Toruniu, gdze także wykładał –  do Warszawy.
Justysia miała wtedy około 13 lat. Nikt nie wie jak to przeżyła . Była zdolna. Skończyła studia polonistyczne. Po nich zdążyła nawet  przeprowadzić ze mną wywiad w trakcie pierwszego konkursu Teatrów Ogródkowych, gdy miała około 35 lat. Po czym … w końcu skutecznie popełniła samobójstwo. Nie była to ponoć pierwsza próba. Przyczyny jej depresji mogą być różne i indywidualne. Z niedokładnych wzmianek w słowniku „Niezależni dla Kultury” wynika, że wszystkie Csatówny wspierały opozycję. Czemu jednak Justynkę odnajdujemy na liście Wildsteina?… – Czy tylko dlatego, jak twierdzi jej siostra, że przegoniła kiedyś jakiegoś apsztyfikanta, co do którego zorientowano się szybko, że był SB-ecką wtyką ?

Edwart Csató (1920-1968)

Edwart Csató (1920-1968)

– Tak bym myślał o liście Wildsteina jak myślałem o Macierewicza, gdyby nie ten piekielny Boni, który przynajmniej tę ostatnią, a więc i inkwizytora, który za nią stoi uwiarygodnił.

Były czasy. 68 rok stał się dla znacznej części i to chyba głównie inteligenckich, warszawskich dzieci – cezurą. Niezależnie czy miało się wtedy 12 czy 16 lat po tym Dniu Kobiet – ich święto nabrało głębszego wymiaru.

Justysia Guze
Justysia Guze
Jednak   w moim przekonaniu wszystkie te kobiety, a – Justynka Csatówna w szczególności są ofiarami chorego systemu koedukacyjnego.
Ania Tanalska
Ania Tanalska
Nie ma bowiem gorszej zbrodni niż wspólne kształcenie dojrzewających kobiet jakimi stają się dziewczynki między dziesiątym, a szesnastym/osiemnastym rokiem życia z  rozdokazywanymi w tym samym wieku piekielnikami płci męskiej. Dzieli ich w tym czasie siedem lat dojrzałości, a dystans ten tak naprawdę wyrównuje się nie wcześniej niż po dwudziestym pierwszym roku życia – przyjmowanym zresztą przez społeczeństwa dość naturalnie za próg np. biernego prawa wyborczego. Wychowywane między dziesiątym, a osiemnastym rokiem życia dziewczynki uczą się dominacji, a nawet pogardy i lekceważenia mężczyzn. Jeszcze mi w uszach brzmi, jak coś szesnastoletni opowiadam, a z ust Justynki słyszę staromalutki tekst wypowiadany tonem zapożyczonym od matki: – Boże, jaki on zabawny. Ten Kijoszczak. Chowane wraz z chłopcami panienki dochodzą do oczywistego w tym okresie wniosku, że są od chłopców czystsze, pilniejsze, zdolniejsze. Że słowem ród męski jest pomyłką ewolucyjną, a ideałem byłoby życie w babskiej republice.
Ania Wasilewska
Ania Wasilewska
Gdy po szesnastym roku życia hormony podpowiadają, co innego – szkody psychologiczne mogą już być nieodwracalne.
Tym bardziej, że wpajany w społeczeństwach industrialnych system wartości utrudnia kontakt z mężczyznami dojrzalszmi. Kobiety wchodzące w związki ze swymi szefami czy akademickimi nauczycielami traktowane bywają często jak karierowiczki; na dodatek odbijające mężczyznę ich rówieśniczkom, które przeważnie zaopiekowały się nimi we wczesnej młodości. W tych związkach będących skutkiem przedwczesnej koedukacji. Opartych na rzekomym partnerstwie i wyścigu, w którym nagle z niepojętych powodów, zmieniają się reguły gry, gdy  po dwudziestym piątym roku życia mężczyznom sukcesy zawodowe zaczynają dużo łatwiej przychodzić. Kobietom zaś zdarza się – rodzić. Ileż nagle pretensji i poirytowania. Nawet pretensji do Pana Boga lub Natury, że to na nie,  z niepojętych przyczyn został nałożony dopust płodności. I tak w coraz większym procencie ( zastraszająco już wysokim w kręgach inteligencji) około czterdziestki Hermiony bądź to pozostają same, bądź – jak te najzdolniejsze – nigdy za mąż nie wychodzą. Całą energię wczesnej młodości poświęcając mało twórczej rywalizacji z mężczyznami. Rywalizacji, ku której sposobi szkoła, studia, a także praca
Kasia Synowiec
Kasia Synowiec
zawodowa.
Nieszczęście zdolnych kobiet wśród mężczyzn chowanych! Hermion, których pozycję, nie powszechną wszak lecz w przewadze, tak pięknie podsumuje bohaterka „Harrego Pottera” ćwicząca z młodym czarodziejem elementarne zadania magiczne:
„- Ja! ksiażki! i troche inteligencji! sa ważniejsze rzeczy…przyjaźń i m ę s t w o…i..”. Nawet J.K.Rowling nie umiała znaleźć bardziej bezpłciowego słowa !
Napotkana w pociągu Kasia była Hermiony najczystszym wcieleniem, co wyjaśniam wszem, którzy chcieliby w opowieści doszukiwać się elementów lirycznych zdaniem jednych, cynicznych dla innych, a jednak pozostających, co najwyżej w sferze czystych rojeń. Od słowa do słowa, jak to podczas podróżnych flirtów bywa, okazało się, że panna S. potrzebuje praktyki, a ja takową na Świętojerskiej (gdzie ulokowałem biuro CMWP) dysponuję. Pomagała więc Kasia dzielnie przy organizacji sesji medialnej, ale moje dni w tej instytucji były już policzone.
Dlaczego ?

Rozdz. XCII – Csatówna & CO czyli casus Hermiony

piątek, 6 listopad 2009

poprzedni pierwszy następny

Kto nie zna Hermiony, mistrzowsko sportretowanej, a może i zautoportretowanej przez Rowling autorkę  Harrego Pottera. Mój Boże ile ja w życiu tych Hermion spotkałem. Tych najzdolniejszych, pilnych, przejętych Nauką jak niegdyś Bogiem lub Mężem przejmowały się  panny przez całe całe stulecia. Kobieta bowiem, szczególnie młoda najbardziej chyba potrzebuje zjednoczenia i uwielbienia. Chce być podziwiana za swoje poświęcenie, wdzięk, pilność i pracowitość zwykle bardziej niż za talent.


Rozdz.XCI – Snopkiewicz albo Fala

czwartek, 5 listopad 2009

poprzedni pierwszy następny

Snopkiewicz albo Fala, Opis obyczajów w 15-leciu.. r.XCI

Z telewizji wyzuty, z firmą bez zamówień, tylko z tym jednym letnim teatrzykiem, który pozwalał przeżyć  miesiące kanikuły  i zachować też  jakąś namiastkę publicznego istnienia,  znalazłem się w roku ’97 w kłopocie. Od likwidacji „Polonii 1” w 95, przed  czwartym, aż po  szósty (zarazem ostatni związany z Dziekanką) Konkurs Teatrów Ogródkowyxh coraz większe łączyłem z tą działalnością nadzieje. Jednak dwie zimy przetrwałem dzięki programom kręconym dla KBN-u. W drugiej serii mimo, że pracowałem już sam, na sprzęcie wynajętym od poznanego w Lapidarium Wróbla czyli Mirka Wróblewskiego, za to ze znakomitym operatorem dawnej kroniki filmowej Staszkiem Plewą – zarobiłem już mniej. Na dodatek część pieniędzy straciłem inwestując w realizację dwudniowych zdjęć w Piwnicach z Wolszczanem.

Jeszcze próbowałem trzymać się mediów. W ostatnim etapie „Polonii 1” poznałem Stefana Truszczyńskiego byłego szefa 1 pr. TVP zajmującego się w tym momencie tamże archiwami. Stefan TruszczyńskiTen skontaktował mnie z zapraszanym przeze mnie do programów z cyklu „Telewizja w Pokoju” Jackiem Snopkiewiczem. I … panowie stwierdzili, że wykorzystają moje umiejętności taniej i szybkiej pracy nabyte u Włochów. Snopkiewicz powiedziła mi wprost – żeby posiać trochę paniki w zbiurokratyzowanej Telewizyjnej Agencji Informacyjnej, której własnie po raz drugi został szefem.

Jacek SnopkiewiczMianowanego w październiku 2009 roku już po raz trzeci szefem pionów informacyjnych TVP Jacka Snopkiewicza osobiście poznałem bodaj w roku 1994. Było to w warszawskim hotelu Mariott podczas  promocji „Aqua Minerale”. Były szef TAI wcinał lunch wraz z Aleksandrą Jakubowską. Ola ( tak tak, przecież to koleżanka z mojego: Boniego, Urbańskiego, Marka Karpińskiego – roku polonistyki) – była już poza TVP.  Pracowała ze mną w jednym koncernie. Jako naczelna redaktor afiliowanego przez Grauso przy Życiu Warszawy kobiecego pisma „Femina”. Snopkiewicz – zmarginalizowany, zaczynał tworzyć tzw. Akademię Telewizyjną, z którą ja z kolei byłem od 2007 do 2009 roku związany.

Snopkiewicza obserwowałem jednak od dawna.  Zapamiętałem z telewizyjnej transmisji z IX Nadzwyczajny Zjazd PZPR w czasie karnawału 1981 roku obraz  energicznego 40 latka, delegata TVP,  organizatora szukających porozumienia z Solidarnością, tzw. partyjnych „struktur poziomych”. Potem oczywiście kontestatora, pierwszego szefa Wiadomości w „naszej” telewizji Andrzeja Drawicza.

ATK z Jackiem Snopkiewiczem i Krzysztofem Bobińskim

ATK z Jackiem Snopkiewiczem i Krzysztofem Bobińskim

Zaproszę go nie raz do mego programu w NTW, gdzie będzie o tych heroicznych czasach opowiadał. Jednak z czasem – coraz mniej swój, o czym boleśnie się przekonałem. Snopkiewicz pracy dla mnie nie miał czy nie chciał mieć lecz zaproponował bym jako producent zewnętrzny wykonał trzy newsy dla wiadomości. Uzgodniliśmy tematy. Dotyczyły: nowych bankomatów, jakiś systemów alarmowych , a także działań  osłonowych dla likwidowanych województw w czym ( również con amore czyli bez kasy, pomagałem Krzyśkowi Murawskiemu, który został właśnie wicedyrektorem departamentu Struktur Państwa w zlikiwdowanym przez rząd PISu w 2006 roku Rządowym Centrum Studiów Strategicznych. ). Gdzieś pędziliśmy, gdzieś podwoziłem Truszcza w okolice Otwocka, by w momencie szczerości usłyszeć:

– Podoba mi się, twoja firma, podoba mi się twój samochód, w ogóle ten układ mi się podoba.

J.Snopkiewicz, J.Onyszkiewicz, M.Chojecki, A.Drawicz i ATK

J.Snopkiewicz, J.Onyszkiewicz, M.Chojecki, A.Drawicz i ATK

A układ był najprostszy. Pogonić „kota” ! Jeśli sobie taki facecik, co pracował w telewizji u pirata wyobraża, że może być producentem czy choćby pracownikiem wielkiej państwówki, to niech się na własnej skórze przekona, poparzy paluchy – przestanie przynudzać. Na kontaktach z tymi pożal się Boże – fachowcami, na wynajmie kamery, montażu trzech newsów, których pewnie nawet nie obejrzano, nie mówiąc o skierowaniu do emisji czy zwrocie kosztów,  jakiś innych przysługach, straciłem dobrych kilka tysięcy złotych – potraktowany mniej więcej jak „rekrut” przez „Falę” … Z Włoch wyniosłem inne doświadczenia ale – co kraj to obyczaj.

Ten czas – poczynając od roku 1997: całe to czterolecie, nieprzerwanej aż po rok 2001 kadencji Jerzego Buzka i AWS-u, w pierwszym odruchu potraktowałem jako powrót do władzy formacji obywatelskiej, która wywalczyła wolną Polskę. Ten czas przyjdzie dziś nazwać okresem schyłku. Schyłku wieku, tysiąclecia i początku końca naszych marzeń. Rok 1997 to przecież także uchwalenie 2 kwietnia Konstytucji RP z przypominanym przeze mnie z katońskim uporem artykułem 54 pkt. 2 sankcjonującym koncesjonowanie, a  zarazem znaczącym kres wolności mediów elektronicznych w Rzeczpospolitej. Był to zarazem koniec moich związków z mediami. Zdecydowałem się na rolę urzędnika.

Wtedy ( w 1998 roku) – wygrałem konkurs na Dyrektora Szpitala Św. Ducha. Utrzymałem się na stanowisku bodaj z pół roku. Padłem na froncie politycznej utarczki reformowanego samorządu, wchodząc w konflikt z inercją instytucji kultury. Krótko, ledwie trzy miesiące końca roku 1999 dane mi było pracować w niszczonym przez „naszych” Cenrtum Prasowym Polskiej Agencji Informacyjnej, gdzie poznałem siłę destrukcji, którą  wnoszą połaczeni w tandem Krzysztof Czabański z wsławionym w walkach z Wałęsą Krzysztofem Wyszkowskim.

Nie wiele dłużej – rok bodaj ( na przełomie 2000/2001) dane mi było wykładać w Wyższej Szkole Dziennikarstwa, skąd trzeba było odejść niemal w dzień po zwolnieniu Rektora Antoniego Kamińskiego. Ostatnią moją medialną posadą było zarządzanie w tym samym sezonie – po Andrzeju Goszczynskim i Joli Kessler  Centrum Monitoringu Wolności Prasy przy Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich.

We wrześniu 2001 lizałem finansowe rany po X Konkursie w Ołtarzach. Nic mi nie przyszło z tych czterech lat rządów, których ideę najlepiej jednak podsumował Jarosław Kaczyński hasłem TKM. (Teraz k… My). Niestety, choć czasem rzucę grubym słowem, nie byłem się już w stanie z tym zaimkiem utożsamić. ksskor_kuron-dla_atkOd Mirka Chojeckiego otrzymałem podpisane przez Jacka Kuronia zaproszenie do Konstancina na 25 lecie KOR-u. Spotkanie odbywało się na dzień przed wyborami, w których na kolejne cztery lata władza został oddana w ręce cynicznych aparatczyków spod znaku baronów Leszka Millera. Stopniowo wyzbywałem się złudzeń.

Chojecki właśnie tworzył ostatnie, jeśli nie jedyne w pełni udane dzieło swego życia czyli neo–ZBOWiD pod tytułem „Stowarzyszenie Wolnego Słowa”. Do organizacji się zapisałem. Kwit Kuronia wśród papierów do przyszłej renty czy emerytury trzymam. Tańczyć i pić na ruinach marzeń o  III Rzeczposplitej nie byłem już w stanie. Zostałem z gęsiami w Ołtarzach-Gołaczach, póki nie zostałem wezwany przez Mirka ówczesną żonę – czyli Jolę Kessler.

Jola Kessler

Jola Kessler

Wtedy  wróciłem do Warszawy by początkowo jako zastępca dzisiejszej pani konsul w Szwajcarii, dzieło Andrzeja Goszczyńskiego – twórcy CMWP – kontynuować. Zaangażowałem się w tym czasie w działania związane z przygotowywaną przez Rząd Millera „Ustawą medialną”. Naturalną. acz nigdy nie artykułowaną konsekwencją uchwalenia punktu drugiego artykuł 54 Konstytucji było wszak dążenie do spetryfikowania mediów. Działania szły trójtorowo. Z jednej strony w kręgach lewicy i ludzi Roberta Kwiatkowskiego pojawiły się, głoszone przez Jacka Snopkiewicza, także w moich programach z cyklu „Telewizja w Pokoju”, głosy o konieczności ograniczeniu dostępu do zawodu dziennikarza. Czyli stworzenia rodzaju zawodowej gildii chroniącej mistrzostwo lecz także dostępu niepowołanych do środków masowej komunikacji.

Andrzej Goszczyński  (ur.1957 - zm2006)

Andrzej Goszczyński (ur.1957 - zm. 2006)

Inni, z twórcami Centrum Monitoringu Wolności Prasy: Andrzejem Goszczyńskim i profesorem Andrzejm Rzeplińskim

Andrzej Rzepliński

Andrzej Rzepliński

tworząc swój projekt ustawy o Prawie do Informacji marzyli sobie urząd wielkiego inkwizytora, zaopatrzonego w kompetencje wykonawcze, którego zgodnie z poetyką ministerstw Orwella nazwali: Rzecznikiem Wolności Informacji.

Wreszcie, tak przez Lwa Rywina nazwana Grupa Trzymające Władzę, dążyła do takich zmian w Ustawie medialnej,  które ograniczą prywatną własność i zmniejszą konkurencję w mediach.

Z Afery Rywina pozostała kwestia „czasopism” i telewizji dla Michnika. Jednak podczas dyskusji nad nowelizacją Ustawy o Radiofonii i Telewizji najuważniej trzeba się było też  przyglądać zapisom dotyczącym tzw. Multipleksu i prób jego koncesjonowania. Przedstawiciele Telewizji Kablowych słusznie już wtedy  zwracali uwagę, że proponowane zapisy dotyczące tej sfery stanowią naruszenie prawa handlowego i ingerencję w zasady gry wolnorynkowej. Przede wszystkim jednak mogą się okazać wstępem do regulacji rynku internetowego. Rynku, który już jest przekaźnikiem radia i prasy, a w coraz większym stopniu także i telewizji, a który wraz z pojawianiem się nowych, niekomputerowych powszechnie dostępnych i tanich końcówek internetowych ( dekodery cyfrowe, czytniki e-book i mp3) staje się dziś praktycznie totalną formą dystrybucji słowa, dźwięku i obrazu.

Rynek internetowy będzie się musiał, co naturalne skonsolidować i skoncentrować. Jednak tutaj, podobnie jak na rynku cyfrowych częstotliwości satelitarnych nie można już mówić o jakimkolwiek limicie dostępnych kanałów dystrybucji, które sankcjonowałyby ich koncesjonowanie.

Obrona swobody rynku internetowego, prywatnej własności, zabezpieczenie prawa do swobodnego wyboru informacji i nieograniczonego prawa jej udzielania, odrzucenie jakichkolwiek koncesji na rynku mediów elektronicznych, jest jedyną formą uchronienia demokracji: tego, co własne czyli – nasze.

Katarzyna Synowiec

Katarzyna Synowiec

Sesję poświęconą Ustawie Medialnej z udziałem Roberta Kwiatkowskiego i Piotra Niemczyckiego współorganizowaną przez kierowane przeze mnie Centrum Monitoringu Wolności Prasy, z Jankiem Skórzyńskim, ówczesnym zastępca redaktora naczelnego „Rzeczpospolitej” zorganizowałem już z pomocą Kasi Synowiec, którą w pewnym sensie otrzymałem w spadku od premiera Buzka.

Bowiem w trakcie drugiego czy trzeciego pobytu w Częstochowie nagle zmieniły się plany premiera i okazało się, że muszę wracać do Warszawy – pociągiem. BOR-owy kierowca odwiózł mnie uprzejmie na dworzec. Wskoczyłem w ekspres niemal w biegu, by w przedziale spotkać kolejne wcielenie Hermiony czyli przystojną, ambitną, rezolutną Katarzynę Synowiec, jak się po kilku minutach rozmowy okazało studentkę nauk politycznych w Warszawie.

Pociąg pędził jak burza. Nadzieje wracały – jak fala…

CDN.

Csatówna & Co  – czyli kompleks  Hermiony, Opis…r.XCII

Rozdz. LXXXIX – Kwaśniewski czy Blida a Cyfra nadchodzi

środa, 28 październik 2009

poprzedni pierwszy następny

Nadzieje na wznowienie nadawania okazały się jednak płonne. Dziennikarze zatrudnieni w Nowej Telewizji Warszawa stracili pracę. Ja też byłem zatrudniony w NTW lecz praktycznie już jako dziennikarza całej sieci. Co dalej?

– Co dalej ?, zastanawiał się nie pomału zdumiony rozwojem wydarzeń Michał Janczarek. Włosi nie mogli wycofać się z dnia na dzień. Mieli wszak podpisane kontrakty reklamowe i by je zrealizować – musieli wynająć satelitarny transponder. A zatem – przesiedliśmy się na satelitę. Tego, na którym stacja ta pod zmienionym już logo i w całkowicie innym układzie programowym do dziś dnia nadaje. Było już zresztą kupione i właśnie urządzane przez Włochów Studio na Podskarbińskiej w budynku dawnego Kina 1 Maja.

ATK przed Studiem na Podskarbińskiej

ATK przed Studiem na Podskarbińskiej

Było wciąż „Życie Warszawy” osadzone przez Włochów w dawnej siedzibie Kina Klub przy Armii Ludowej. Decyzja o zrezygnowaniu z inwestycji do prostych nie należała.

Przez Janczarka czułem się w tym momencie nieco oszukany – finansowo. Wymyśliłem Wałesę, odbyłem spotkanie.  Jak twierdzili wtajemniczeni Michał z Kinaszewskim zarobili na tym krocie. Ja – ani grosza. Serio ! Gdy mi bowiem  Janczarek zaproponował honorarium bodaj dwa czy trzy razy większe niż otrzymywali asystenci, czyli nie więcej niż kilkaset złotych za wejście na wizję – po prostu parsknąłem śmiecem.

Wiesz. powiedziałem. To jest mój pomysł, żniwo dwuletnie pracy i szansa. Nasza szansa na koncesję, pozycję na rynku i miliony. Nie zrezygnuję z programu dlatego, że proponujesz mi grosze. I ty świetnie wiesz, że zrobię to „PRO Grauso bono”. Ale wolę by było jasne, że robię to darmo niż przyjmować ochłapy. Mam nadzieję, że jak program wyjdzie wrócimy do sprawy.

– Jak sobie chcesz powiedział Michał, jeszcze w czerwcu przed audycją, a gdy wróciłem do tematu po nagraniu. Westchnął teatralnie.

– No i co ja z tego mam ?  Grauzo wydał setki tysięcy dolarów na transponder, prezydent wkurzony, budżet skończony. Nawet nie skomentowałem. Uznałem, że musiałem zapłacić frycowe. Zresztą to był lipiec ’94. Przed rozmową z Kołodziejczykiem czy Zollem – jeszcze nie wierzyłem, że nas zamkną.


Rozdz. LXXXVIII – Od Religi po Wałęsę – hipokryzja elit.

piątek, 23 październik 2009

poprzedni pierwszy następny

Moje telewizyjne programy z wszystkimi możnymi tego świata podzielić wypadnie na trzy części. Pierwsza trwała rok z okładem. Od grudnia’92 do początku lutego’93 roku –  działałem całkowicie swobodnie, pracowałem darmo. Dla pieniędzy robiłem newsy. Potem, jedynie z akceptacją Michala Komara, wkraczałem do otwartego studia by lub realizowałem program na żywo. W tym trybie zrealizowałem 120 programów. Na żywo  rozmawiałem z 66 osobami. Tydzień w tydzień: od 21 maja 93 do 28 sierpnia ’94. Nazajutrz prokurator wkroczył do NTW.

Spotykałem się m.in.: z ekonomistami:Leszkiem Balcerowiczem, Ryszrdem Bugajem , Jerzym Eysymontem czy Hanną Gronkiewicz – Waltz. Politykami takimi jak Zbigniew Bujak,

A.T.K i Zbigniew Bujak ( 2.VII.1993)

A.T.K i Zbigniew Bujak ( 2.VII.1993)

Bronisław Geremek, Lech Kaczyński albo  Janusz Onyszkiewiczem. Z  byłymi premierami Janem Krzysztofem Bieleckim i Janem Olszewskim.  Z wybitnymi prawnikami Adamem Strzemboszem i Andrzejem Stelmachowski. Ludźmi biznesu takimi jak Piotr Büchner, Zbigniew Niemczycki czy Sobiesław Zasada. Także, choć najrzadziej z zaangażowanymi politycznie artystami jak Izabella Cywińska czy Jacek Kaczmarski. Wreszcie z publicystami takimi jak Dariusz Fikus, Zdzisław Najder czy Konstanty Gebert. W tym samym dniu co Grauso moim gościem była Małgorzta Niezabitowska. Teraz jednak uzyskałem to, co Komarowi chyba nie było dane. Skromny ale jednak – budżet. Rozpocząlem cykl rozmów o telewizji. Wkrótce było wiadomo, że koncesji z rąk Markiewicza  nie dostaniemy.


Rozdz.LXXXVII. Solorz i Grauso – wojna o kasę.

czwartek, 22 październik 2009

poprzedni pierwszy następny

Solorz i Grauso –  wojna o kasę. Opis obyczajów…r. LXXXVII

Zostałem praktycznie sam. Stacja rosła w siłę. Oglądalność mierzona przez instytut Nielsena sięgała 8 840 000. Stawiało to stację na drugim miejscu  w kraju po programie pierwszym TVP, a przed publicznym programem drugim. Szczególną popularnością cieszyła się nasz telewizja wśród dzieci i młodzieży, w godzinach popołudniowych oglądało nas średnio 761 000 widzów w wieku od lat 4 do 15. Dochody z reklam rosły proporcjonalnie. Publiczna redakcja stołeczna Telewizyjnego Kuriera Warszawskiego przekształcanego właśnie w Warszawski Ośrodek Telewizyjny (WOT) przy naszej Nowej Telewizji Warszawa – nie istniała prawie.Oglądalność Polonia 1

Konkurencja dostała szału. „Gazeta Wyborcza”, która jeszcze niedawno z sympatią wspominała przedsięwzięcia Komara i Chojeckiego zaangażowana teraz bodaj najsilniej w projekt „Antena 1” Mariana Terleckiego przystąpi do generalnego ataku na Grauso publikując 13 listopada 1993 kolejny ( piewszy ukazał się 22 maja) paszkwilancki artykuł Anny Bikont. Śródtytuły poszczególnych artykułów Gazety były zaiste urocze: „Na początku była chała”, „Z ręką w nocniku”, potem jeszcze w Mikołajki, na jubileusz rocznej działalności mojej stacji: „Mydlane NTW”.


Rozdz. LXXXVI – Z Matką Teresą i Księciem Karolem – dziel i rządź!

wtorek, 20 październik 2009

poprzedni pierwszy następny

„A Teraz Konkretnie” zyskiwało renomę. Bez oporów zaproszenia przyjmowali tak aktualnie sprawujący urząd ministrowie jak Boni, wojewodowie jak Bohdan Jastrzębski

A.T.Kijowski z Bohdanem Jastrzębskim czy bohaterowie zasłużeni w budowaniu tego, co lubiłem okreslać mianem „młodej demokracji’. Odwiedzili mnie wszyscy nasi herosi przemian: Zbigniew Bujak i Leszek Balcerowicz czy Bronisław Geremek, a także „nasi” premierzy od Jana Krzysztofa Bieleckiego, poprzez Jana Olszewskiego, Hannę Suchocką na wspomnianym Tadeuszu Mazowieckim nie poprzestając.

ATK z Bronisławem Geremkiem
ATK z Bronisławem Geremkiem

Nie zauważyłem jak minął rok. Codziennie trzy newsy, trzy razy w tygodniu debata. Codziennie minimum trzy newsy. Zasadniczo wszyscy mieli robić wszystko. Nie było więc materiału jakiego bym nie robił. I – Miasto, i Ekonomia, i Kultura, nawet Sport, lecy jak już wspominałem – tylko ostatecznymi czasami. „Wiadomości Warszawskie” podzielone były na takie cztery, średnio pięcio minutowe bloki przedzielone reklamami. Gdy ustawa zabroniła wkładania reklam z takim natężeniem części dzieliliśmy znakomitymi muzycznymi videoklipami.

ATK & Jan Olszewski - A Teraz Konkretnie
ATK & Jan Olszewski – A Teraz Konkretnie

No a poza tym nikt nie bronił organizować debaty. Początkowo to były Rozmowy o Sztuce i Debata  Warszawska, odwiedzania przez artystów, urzędników, architektów. Ludzi tak związanych z Warszawą jak choćby Władysław Szpilman, z którym – nie znając jego życiorysu Pianisty przez lata jadałem obiady w Związku Literatów. Nawet z jego synem Andrzejem, dziś stomatologiem gdzieś w Niemczech zbieraliśmy się w latach siedemdziesiątych  do wspólnego  pisania piosenek. Miałem podpisywać się Dichter żeby się ze Szpilmanem komponowało. Odwiedziłem wtedy dom pana Władysława. Zrobił na mnie wrażenie fortepian i dedykacja Rubinsteina na fotografii.  potem od ojca usłyszałem, że to  autor stalinowskich szlagierów  i koniunkuralista ale  także przyzwoity kameralista grający z zespołem Kwintet Warszawski.

ATK z Władysławem Szpilmanem ( Pianistą)
ATK z Władysławem Szpilmanem ( Pianistą)

o Warszawkiej Operze Kameralnej z Ryszardem  Perytem, a o łażeniu po górach, ze świetnym alpinistą i  znakomitym historykiem, dziś członkiem Kolegium IPN-u – Andrzejem Paczkowskim.

A.T.Kijowski i  Ryszard Peryt

ATK z Ryszardem Perytem

Otwarte Studio poświęcane, a to miłośnikom zwierząt domowych, homeopatom, czy rowerzystom, strażakom lub tajemnicom Pałacu Kultury. Kilkadziesiąt powstało takich rozmów zatytułowanych „Kto pyta niech przyjdzie” – początkowo stricte lokalnych, z czasem stających się fragmentem ogólnopolskiego magazynu emitowanego w całej sieci „Polonia 1” zatytułowanego „Telewizja w Pokoju”.

Z dnia na dzień jednak coraz m


Rozdz. LXXXIV – Wellman i inni czyli filozofia zmiany.

niedziela, 4 październik 2009

poprzedni pierwszy następny

Drwina, wyższość, zadufanie – te trzy zaprawione gombrowiczowską, ironiczną pozą  cechy scharakteryzują bodaj najlepiej zespół stworzony przez Chojeckiego i Komara. Zespół fajnych ludzi, ambitnych i uczciwych osób, które w znakomitej większości potwierdziły przez minione 15 lat trafność pierwszej selekcji. Lecz grupa, której zabrakło dwóch atutów: autorytetu i poczucia misji.

Miał to poczucie niewątpliwie Michał Komar – intelektualista o aparycji chłopca, lecz ironista, kokiet, człowiek grzeczny i bardzo pracowity, jednak niezbyt wytrwały. Znakomity negocjator – przecież nie dyktator. Miał i Chojecki – bardzo oczytany, wciąż nie potrafiący się pogodzić ze stratą powabnej czupryny ani do końca wejść w rolę przywódcy do jakiej – półgębkiem – aspirował. Obydwaj panowie chcieli władzy lecz nie byli skłonni położyć na jej ołtarzu tego czego ona bezwzględnie wymaga. Niezależności.

Młody Chojecki

Młody Chojecki

Słuchaj ! Zwracał się do mnie coraz bardziej obcesowo Urbański,  z im wyższych stołków do wyżej postawionego, tym bardziej brutalnie. – Słuchaj. Bo jak  nie będziesz słuchał, mówił zza któregoś ministerialnego biurka nigdy za takim nie siądziesz.

Najprostsza reguła władzy. Doprawdy niezależna od systemu. Problem naszego ustroju  polegał wyłącznie na tym, że po latach fałszywej  selekcji wg klucza partyjnego i antynarodowego nagle do władzy doszli ludzie bez zaplecza,  pozbawieni instynktu czy choćby treningu administracyjnego.

Pewnie można się było jeszcze ratować. Wyszyński rozumiał mało ale miał fotograficzne oko i słuch absolutny na quote’y  – jak nazywał powiedzonka. Całą walkę, w czasie gdy w sierpniu i wrześniu 1992 roku obrażeni  na Grauso Chojecki z Komarem szukali zastępczego polskiego kapitału, podsumował krótkim: – Wszyscy byli za mali. Tacy jesteśmy piękni i wspaniali. Każdy, przysłany wprost z Kancelarii Prezydenta, biznesmen miał niedobre korzenie, był zbyt mało elegancki. Wszystkim słoma wyglądała z butów. Fakt. Tyle, że pieniądze nie rodzą się na salonach. One pozwalają salony budować – dla dzieci i krótkich, własnych chwil wytchnienia. Noszący się na wzór Łęckich nie umieli dogadać się z rodzimymi naśladowcami  Wokulskich.

A była taka szansa. W końcu przed Markiewiczem to właśnie Mirkowi Chojeckiemu prezydent Wałęsa proponował by stał się jego przedstawicielem w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji. Miast zbyć udziały i załatwić koncesję Komarowi – Mirek z wysoka propozycję odrzucił. A Michał Komar, który po wycofaniu się ze współpracy z Grauso przystąpi już sam do procesu koncesyjnego z projektem lokalnej TV – jeszcze dziś się dziwi, iż mu wtedy Marek Markiewicz powiedział: – Dałbym panu Panie Michale,  tę koncesję gdybym miał wolne ręce.

No cóż. Ja też się dziwię. Ale nie temu, że urzędnik miał powiązania. Dziwię się, że w ogóle  proces koncesyjny uznano,  że sam Chojecki go bronił, że prawie wszyscy ludzie nowej władzy akceptowali zapisy mówiące o prewencyjnym koncesjonowaniu mediów elektronicznych