O Bocheńskiej już było. I było, że jest ich wiele. Może nawet więcej. Małgosia z domu nazywa się Gąsiorowską i jest kuzynką wybitnego polskiego pisarza, autora „Huraganu” i „Księżny Łowickiej” – Wacława Gąsiorowskiego. Jest też siostrą rodzoną marksizującego poety z pokolenia Hybryd – Krzysztofa Gąsiorowskiego.
Małgosia ma w sumie czwórkę dzieci, w swym Salonie 101 hołubiła polską prawicę z zajmującym nawet krótko stanowisko jej męża Janem Parysem czy stawiającym pierwsze kroki na polskich salonach Radkiem Sikorskim. Słowem – jak ją kiedyś podsumowała Iza Cywińska: prawicowa kanapa.
Ta kanapa poniosła jednak w Polsce Niepodległej totalną klęskę. Upadł Rząd Olszewskiego. Wszystkie próby stworzenia instytucji kultury czy mediów rodzimymi rękami spaliły na panewce. Gazety, telewizja, prywatne radio – wszystko znalazło się pod obcnym wpływem. Mniej więcej w tym samym czasie, gdy siłowo zamknięto moją „Nową Telewizję Warszawa” tworzoną przez Mirka Chojeckiego, czyli około 1995 roku – Małgorzatę brutalnie wyrzucono z Telewizji Publicznej.
Znalazłszy się bez środków do życia – nie od razu, nie od razu wcale musiała uznać, że nie ma wyjścia. Zgłosiła akces do gminy. Nic pewnego nie wiedząc o Ricie – swej matce włoskiego pochodzenia przyznała się do diaspory.
Znów oniemiałem, znając na dodatek jej opowieść o bracie Krzysztofie. Gąsior bowiem by żyć publicznie – miast z diasporą bratał się z komuną. A czynił tak także i dlatego, że jak mi to sama Małgosia powiedziała kontrolujący środowisko poetyckie depozytariusze diaspory wyraźnie i wprost mu powiedzieli, żeby się strzegł bo jest – cudzy. W Polsce komunistycznej bowiem, poza tymi trzema wskazanymi mi przez autora „Żywotów zdań swawolnych” klasycznymi drogami nowożytnej kariery, była jeszcze czwarta: możliwość akcesu do Partii. Tę wybrał był Krzysztof, co dowodzi, że kariery pragnął nadmiernie jednak, przynajmniej rodzinnie, z żadną zdolną mu to ułatwić wspólnotą – nie czuł się związany.
Tymczasem jego rodzona: z tej samej matki i ojca powita siostra, po opozycyjnych bojach, telewizyjnych przejściach i prawicowych ekscesach nagle odkryła w sobie duszę szabaśnika. Dom Bocheńskiej na Saskiej stał się z początkiem nowego tysiąclecia miejscem spotkań rabinów. Przyjdzie taki dzień, gdy niczym paryska Olga, ofiaruje mi myckę i łańcuszek z Gwiazdą Dawida.
No cóż, gest miły. I znak solidarność się liczy. Ja jednak nie potrafię wyrwać z serca szkaplerza z chrztu i odżegnać się od medalika dzieciństwa z Matką Boską Ostrobramską w szczerym złocie…
Więc przyjdzie i taka, bardzo już, bardzo niedawna chwila, gdy już wszystko niemal pojąwszy – w rozgoryczeniu wyrzucę Małgosi to szaleństwo zamykającej się diaspory.
– Jak kiedyś sklepiarze i chłopi mieli dość tandety sprzedawanej w sklepikach z getta, powiem tak nadejść mogą czasy, gdy inteligenci europejscy przypomną sobie, że nie wszyscy pochodzą z Góry Synaj. Jeszcze nie ja, zbyt dobrze znam dzieje holocaustu, nawet nie córki moje. Lecz jak tak dalej pójdzie nasze wnuki mogą panoszącym się ponad miarę drzwi na pustynię wskazać.
– Obyś nie miał wnuka – klątwę rzuciła konwertyczka.
Tagi: Bocheńska, Opis Obyczajów
Kanapy.xmc.pl…
Domy letniskowe skierowane do osób lubiących wypoczynek dalego od hałasu miasta. Projekty domów letniskowych Małe kameralne domki mieszczące w bryle tylko niebezużyteczne miejsca użytkowe. Naturalna kondycja powoduje zmniejszenie wydatków budowy oraz o…