Wpisy otagowane ‘Wildstein’

LX. Fantazje Adama Kiliana

sobota, 15 sierpień 2009

poprzedni pierwszy następny

Po IX KTO widać było, że pamiętająca Mariensztat i dwa szwajcarskie Ogródki Budka Domańci więcej w całości nie przetrzyma. Zresztą nadchodził jubileusz. Zwróciłem się zatem z kolejnym pismem do radnego Zająca. Dziwna postać. Postawiony przez SLD na straży Śródmiejskiej kultury, zastąpiwszy mnie na stanowisku przewodniczącego Komisji w roku 1994 nie mógł wprost utrupić dobrze rozwijającej imprezy, której nb. jego partyjny kolega Marek Rasiński raczej sprzyjał. Początkowo starał się jednak przekierować moje środki na teatralny Ogródek jaki jego znajmi  studenci próbowali prowadzć na małym  dziedzińcu przy Uniwersyteckiej  SIGMIE. ( Tak tak, tej Sigmie z Olejarza, gdzieśmy swego czasu z Urbańskim „Meteora” grali).

Mału Dziedziniec UW

Mały Dziedziniec UW

Tam, gdy ja prowadziłem imprezę biletowaną SLD-owscy propagandyści od razu wiedziel, że chleb kulturalny tłumom się darmo rozrzuca.


Rozdz. XLIX. Para w gwizdek !!! Od Gąsiorowskiego po Sachsa

wtorek, 4 sierpień 2009
poprzedni pierwszy następny

Trzeba by kumpel został prezydentem miasta. Inaczej jak widać się nie da …



z wildseinem

ATK z Wildsteinem

No a ja tak naprawdę:   nie miałem. Gdybym miał naprawdę bogatego wuja, albo gdybym mógł jak Bronek Wildstein w Paryżu po pieniądze na Kontakt zgłosić się do Gminy. Wszakże szukałem drogi. Pracowałem z Marynką Bersz. Ktoś podał mi namiary Karola Sachsa architekta i szefa Banku BIZE, goniłem za nim od Paryża po warszawską ulicę Dubois. Bezskutecznie występowałem o środki do Fundacji Kronenbergów. Gdy Bronek Wildstein został po raz kolejny bez pracy, usunięty z Wprostu miał do Wyboru Rzepę i Wyborczą, proponowałem i jemu współpracę – oczywiście grzecznie wzgradził moją ofertą ogródkową. Nie dane mi było poznać swojego kuzyna. A jak nie masz Wujka w gminie – pieniędzy też nie uświadczysz.

L. Między nami – szwoleżerami !

CDN

Rozdz. XXXVII – Góral z Góry Synaj ( albo z Wildsteinem na Charenton)

wtorek, 21 lipiec 2009

Spotkanie z Lutkiem Stommą w jakiejś kafejce w XVIII dzielnicy. Przypominam sobie: Paryż – rok 1984. Nie mogłem się oprzeć wrażeniu żeśmy obaj uciekli z kart „Straconych Złudzeń”: on zakorzeniony już od lat kilku Rastignac tłumaczył przybyłemu z prowincji wielkiemu człowiekowi, że się spóźnił – już wszystkie miejsca powstałe z solidarności Francuzów zajęte. Można jednak spróbować wejść na  któryś z salonów.

Więcej w wydaniu książkowym: