Wpisy otagowane ‘Samorząd’

Rozdz. CXXVI – Frascati czyli Wola – Kaczora

czwartek, 20 maj 2010

Frascati czyli tzw. Park Kultury i wypoczynku opadający estakadą od znajdującego się za budynkiem IMCY na Konopnickiej Muzeum Ziemi w stronę Czerniakowskiej aż ku Wiśle. To Frascati dawno za mną chodziło. Tę opadającą w dół estakadę dla pieszych nie wiedzieć czemu nazwano dziś jak ulicę: imieniem księdza Stanka. Tak, że adresowa ulica Frascati biegnie nieco ukryta schowana w plątaninę nazw krótkich a pobocznych: Na Skarpie, Konopnickiej, Prusa, Francesco Nullo. Namnożon ulic i skwerów a przecież cała ta okolica to jedno tradycyjne – Frascati.  …


Rozdz. CV – Lech Kaczyński plus Janusz Pietkiewicz równa się – Całe to Bizancjum

czwartek, 3 grudzień 2009

poprzedni pierwszy następny

Udział w tym „rykowisku” pod Bella Center 13 grudnia 2002 nie był to wcale koniec mych zatrudnień owego roku. Wszakże ku memu zdumieniu nie żaden Olechowski lecz „moi” przyjaciele Lecha Kaczyńskiego znaleźli się w mieście u władzy. Andrzej Urbański został zastępcą prezydenta miasta ds. kultury. Od pierwszych dni grudnia pełniłem funkcję jego nieformalnego doradcy.


Rozdz. XCIX – Dionizje czyli z Jurkiem Derflem w saunie

niedziela, 15 listopad 2009

poprzedni pierwszy następny

To był w sumie bardzo miły sezon. Nawet nie szaleńczo pracowity. Repertuar ułożywszy z wyprzedzeniem, mając Kasię Synowiec do pomocy mogłem sporo czasu wakacyjnego spędzić z moimi dziewczynkami ( Kamka miała właśnie 11, Emka 9 lat ) – w naszych podlaskich Ołtarzach-Gołaczach. W Warszawie zjawiałem się w sobotę. Czasem dopiero w niedzielę. Miałem czas by skserować w VERSO  u otwartego w piątek, świątek i niedzielę pana Pluteckiego bieżące programy.


Rozdz. LXXXI – Adam Kinaszewski czyli cisza nad trumną !

środa, 16 wrzesień 2009

poprzedni pierwszy następny

Wyszedłem na Białobrzeską na tyłach Kopińskiej hali i pierwszy raz od pół roku rozejrzałem się po świecie bożym. Zna to uczucie każdy, kto dał się pochłonąć bez reszty jakiejś fascynacji. A „Nowy Świat” był taką. Te pół roku, licząc z czasem wydawania numerów próbnych spędziłem w istnym obłędzie starając się podołać wszystkim miłym skądinąd obowiązkom, które przed czterdziestką na mnie spadły. Pierwszy raz zostałem ojcem. Starałem się więc mimo całego zawodowego szału pamiętać o rodzinie. Żona nie pracowała, ja zaś -zatrudniwszy panią do pomocy- próbowałem się punktualnie przedzierać około trzeciej do domu na obiad.  Potem zaś pokonując korki na Towarowej zdążyć na popołudniowe kolegium. Było to tak trudne, że prawie nie wykonalne. Nie sposób dotrzymywać zobowiązań w kraju, w którym nikt nie szanuje cudzego czasu, każdy szef uważa, że ma prawo dowolnie zmieniać ustalenia z podwładnymi, każdy podwładny uważa, że zawsze ma prawo zawracać głowę szefa, a nade wszystko nie ma ustalonych godzin początku pracy, jej końca ani pory jadania obiadów. Co o tym myślę napisałe w odpowiedzi na ankietę „Spotkań”, a potem starałem się żyć życiem przedstawiciela klasy średniej. Ba – nawet jakiś certyfikat dostałem.

"Spotkania"

"Spotkania"

„Takie były zabawy, spory w one lata…”. Zajęć miałem sporo. Od maja 90 roku byłem radnym, Przewodniczącym Komisji Kultury i Oświaty warszawskiego Śródmieścia. Wiedząc jednak, że praca zawodowa będzie dla mnie ważniejsza od radcostwa zadbałem o to jeszcze na pierwszym posiedzeniu, by zebrania Rady nie odbywały się w czasie pracy. We wtorki o 5 PM bywałem więc w gminie. Byłem też wiceprzewodniczącym Prezydium Sejmiku Samorządowego, którego niemal wszyscy członkowie pragnęli jakoś zawodowo przytulić się do samorządu. Tam zatem wymogłem by posiedzenia toczono o zabójczej dla mnie ósmej rano tak bym docierał na kolegia.


Rozdz. LXXVI – Wiadomości o Dniach Dobrych Wiadomości

wtorek, 8 wrzesień 2009

poprzedni pierwszy następny

8 września na Dzień Dobrej Wiadomości wybrała Małgosia Bocheńska w roku 2001. To miało być otwarcie nowej epoki – nowego tysiąclecia. Stworzyła wspaniałą kapitułę, rozesłała apel. Prezydent Warszawy Paweł Piskorski przyjął patronat. Ja – mówiąc szczerze nie do końca z pomysłem tym się identyfikowałem. Czułem w nim niebezpieczeństwo lansowania „pozytywnej wizji świata”, która zatruwała nam młodość w dobie gdy, jak mawiało się za późnego Gierka, dzięki talentom Mariusza Waltera by napełnić lodówkę –  wystarczyło podłączyć ją do telewizora. Mnie to

Małgorzata Bocheńska podczas DDW

Małgorzata Bocheńska podczas DDW

niepokoiło.


LX. Fantazje Adama Kiliana

sobota, 15 sierpień 2009

poprzedni pierwszy następny

Po IX KTO widać było, że pamiętająca Mariensztat i dwa szwajcarskie Ogródki Budka Domańci więcej w całości nie przetrzyma. Zresztą nadchodził jubileusz. Zwróciłem się zatem z kolejnym pismem do radnego Zająca. Dziwna postać. Postawiony przez SLD na straży Śródmiejskiej kultury, zastąpiwszy mnie na stanowisku przewodniczącego Komisji w roku 1994 nie mógł wprost utrupić dobrze rozwijającej imprezy, której nb. jego partyjny kolega Marek Rasiński raczej sprzyjał. Początkowo starał się jednak przekierować moje środki na teatralny Ogródek jaki jego znajmi  studenci próbowali prowadzć na małym  dziedzińcu przy Uniwersyteckiej  SIGMIE. ( Tak tak, tej Sigmie z Olejarza, gdzieśmy swego czasu z Urbańskim „Meteora” grali).

Mału Dziedziniec UW

Mały Dziedziniec UW

Tam, gdy ja prowadziłem imprezę biletowaną SLD-owscy propagandyści od razu wiedziel, że chleb kulturalny tłumom się darmo rozrzuca.


Rozdz. XLVII. Szpital Świętego Ducha

niedziela, 2 sierpień 2009
poprzedni pierwszy następny

Rujnowały go dwa Powstania: Warszawskie z 1 Sierpnia 1944 i to z 19 kwietnia roku 1943 , też warszawskie tyle, że zamknięte w Getcie,  na którego samej granicy przy ulicy Elektoralnej 12 był położony. Najwięcej jednak ucierpiał w trakcie Obrony Warszawy, gdy 25 września 1939 roku bestialsko zbombardowany stał się mogiłą płonących w nim pacjentów i lekarzy.

Szpital Świętego Ducha

Szpital Świętego Ducha

Cd. w wydaniu książkowym:

Rozdz. XLVI. Media ATaK i Grupy Trzymające Kulturę

sobota, 1 sierpień 2009

poprzedni pierwszy następny

Był więc Mariensztat wielkim sukcesem, ale też pierwszym sygnałem ostrzegawczym. Bowiem siła mojego pomysłu przez sześć lat polegała na tym, że nikomu nie przeszkadzałem. Pracowałem latem, w dodatku prawie bez honorarium, innych do tego namawiałem, ściągałem media, zapewniałem publiczność. Wszyscy byli zadowoleni. A ja nie śmiałem upomnieć się o swoje: pieniądze, pozycję, lokal.

No może najbardziej o tę pozycję dbałem. I w zamian za uznanie, za przyznanie mi prawa publicznego istnienia byłem skłonny poświęcić wszystko. Wolno mi jednak było działać tylko pod warunkiem, że nie wchodziłem nikomu w drogę.


Rozdz. XXV. Pisarz Gminny

piątek, 10 lipiec 2009

Pamietam ich. Znam. I chciałbym szanować. Jako krakauer i potomek wielu chyba pokoleń galicyjskch zarękawków akceptuję urzędnika w sposób naturalny. Z drugiej jednak strony jako syn uciekiniera z banku traktuję urząd lekko.

Przez pięćdziesiąt lat od 1939 do 1989 roku niszczono w Polsce klasę urzędniczą. W 89 roku przyszedłem do samorządu aby ją odrodzić.

Więcej w wydaniu książkowym:

Rozdz. XVII. Ogródek to znaczy powietrze

piątek, 10 lipiec 2009

Marzę o odtworzeniu w Warszawie przy samorządowym, a także prywatnych sponsorów wsparciu – teatru prywatnego. Teatru, który pewnie będzie po trosze i kawiarnią i wrotkarnią i telewizyjnym studiem. Teatru, który nie będzie placówką kultury lamentującą nad swym ciężkim losem lecz miejscem spotkania ludzi,  którzy chcą pogadać o interasach, poagitować politycznie, poflirtować ale także potrafią czasem spojrzeć na siebie z oddalenia i zadumać się nad kondycją człowieka, swym losem.Teatr, który nie jest zbędny jak cudze ołtarze lecz konieczny jak lusterko w kieszeni.

*                                        *                                          *

Więcej w wydaniu książkowym: