Wpisy otagowane ‘Michnik’

Rozdz. CII – Waldemar Dąbrowski czyli jak gonić króliczka

czwartek, 19 listopad 2009

poprzedni pierwszy następny

W czym problem ? Zadałem sobie pytanie. W naszej odległości od Unii, w osamotnieniu, w braku kontaktu. W Miellen nie myślą o Europie. W sposób naturalny współpracują z sąsiadami zza Renu. Podobnie w Troyes. Nie myślą o środkach. Spotykają się, dużo podróżują. Ja pewnie zdobycie środków na mój festiwal powinienem zacząć od wędrówki po europejskich parkach, może od spisania i enumerowania co ciekawszych letnich muszli parkowych. Wszystko zatem co trzeba, to umożliwić ludziom spotkanie i rozmowę. Nie indoktrynować ich ani zarzucać brukselskimi materiałami lecz na wzór konferencji ekonomicznej w Davos zaprosić zainteresowanych w jedno miejsce ( niech to będzie położona w centrum Europy Warszawa), by mogli przedstawić swoje pomysły i łączyć się w unijne  trójki lub piątki. No cóż podróże kształcą. Podsumowała mój pomysł Kasia Synowiec i ze zdwojoną energią wzięliśmy się do pracy.

Po kliku dniach projekt w swych zasadniczych zarysach był gotów. Ktoś z kolegów Kasi z Forum Młodych Dyplomatów pomógł i naszkicowana przeze mnie w html-u strona nabrała lekkości php. Zniknęła już z serwerów ale ją k’woli ciekawości przypominam.


Rozdz. XCV – Zosia Kucówna – czyli Przyjaciele

wtorek, 10 listopad 2009

poprzedni pierwszy następny

Zosia Kucówna – czyli Przyjaciele, Opis obyczajów…r. XCV

Zgłoszeń nie brakowało. I pieniędzy było nie mało. Nawet sporo. Nie tyle jednak co przed rokiem, który po szaleństwie codziennych imprez X KTO –  pozostawił mnie z długami, a do Doliny i tak żadnego nie przyciągnął inwestora. No i środki te jak zwykle pojawiły się strasznie późno. Były też ściśle ukierunkowane. Ani koszta obsługi księgowej, ani lokalu, telefonu, wszystkich mediów czy biura nie mogły być z  dotacji pokrywane. Nie wspomnę już o własnej płacy. Gdyż po raz kolejny straciwszy posadę i ja i moje dzieci powinniśmy się znaleźć na pełnym utrzymaniu ogródka.

O powtórzeniu permanentnych letnich zdarzeń nie mogło już być mowy. Krzysztof Marszałek uzależniał zaś dotację od powrotu do  wyremontowanego przezeń (czyli ze środków Gminy Centrum) – Lapidarium. Po raz kolejny trzeba więc było szukać nowej formuły festiwalu.  Festiwalu, który w swych początkach stał siłą mediów i autorytetem jury. Media w odwrocie. Autorytety – też coraz bardziej podejrzane.

Nigdy nie wyartykułowałem mojej prestensji. Zawodu. Może nadwrażliwości – nie wiem.


Rozdz. LXXXVIII – Od Religi po Wałęsę – hipokryzja elit.

piątek, 23 październik 2009

poprzedni pierwszy następny

Moje telewizyjne programy z wszystkimi możnymi tego świata podzielić wypadnie na trzy części. Pierwsza trwała rok z okładem. Od grudnia’92 do początku lutego’93 roku –  działałem całkowicie swobodnie, pracowałem darmo. Dla pieniędzy robiłem newsy. Potem, jedynie z akceptacją Michala Komara, wkraczałem do otwartego studia by lub realizowałem program na żywo. W tym trybie zrealizowałem 120 programów. Na żywo  rozmawiałem z 66 osobami. Tydzień w tydzień: od 21 maja 93 do 28 sierpnia ’94. Nazajutrz prokurator wkroczył do NTW.

Spotykałem się m.in.: z ekonomistami:Leszkiem Balcerowiczem, Ryszrdem Bugajem , Jerzym Eysymontem czy Hanną Gronkiewicz – Waltz. Politykami takimi jak Zbigniew Bujak,

A.T.K i Zbigniew Bujak ( 2.VII.1993)

A.T.K i Zbigniew Bujak ( 2.VII.1993)

Bronisław Geremek, Lech Kaczyński albo  Janusz Onyszkiewiczem. Z  byłymi premierami Janem Krzysztofem Bieleckim i Janem Olszewskim.  Z wybitnymi prawnikami Adamem Strzemboszem i Andrzejem Stelmachowski. Ludźmi biznesu takimi jak Piotr Büchner, Zbigniew Niemczycki czy Sobiesław Zasada. Także, choć najrzadziej z zaangażowanymi politycznie artystami jak Izabella Cywińska czy Jacek Kaczmarski. Wreszcie z publicystami takimi jak Dariusz Fikus, Zdzisław Najder czy Konstanty Gebert. W tym samym dniu co Grauso moim gościem była Małgorzta Niezabitowska. Teraz jednak uzyskałem to, co Komarowi chyba nie było dane. Skromny ale jednak – budżet. Rozpocząlem cykl rozmów o telewizji. Wkrótce było wiadomo, że koncesji z rąk Markiewicza  nie dostaniemy.


Rozdz. LXXXIV – Wellman i inni czyli filozofia zmiany.

niedziela, 4 październik 2009

poprzedni pierwszy następny

Drwina, wyższość, zadufanie – te trzy zaprawione gombrowiczowską, ironiczną pozą  cechy scharakteryzują bodaj najlepiej zespół stworzony przez Chojeckiego i Komara. Zespół fajnych ludzi, ambitnych i uczciwych osób, które w znakomitej większości potwierdziły przez minione 15 lat trafność pierwszej selekcji. Lecz grupa, której zabrakło dwóch atutów: autorytetu i poczucia misji.

Miał to poczucie niewątpliwie Michał Komar – intelektualista o aparycji chłopca, lecz ironista, kokiet, człowiek grzeczny i bardzo pracowity, jednak niezbyt wytrwały. Znakomity negocjator – przecież nie dyktator. Miał i Chojecki – bardzo oczytany, wciąż nie potrafiący się pogodzić ze stratą powabnej czupryny ani do końca wejść w rolę przywódcy do jakiej – półgębkiem – aspirował. Obydwaj panowie chcieli władzy lecz nie byli skłonni położyć na jej ołtarzu tego czego ona bezwzględnie wymaga. Niezależności.

Młody Chojecki

Młody Chojecki

Słuchaj ! Zwracał się do mnie coraz bardziej obcesowo Urbański,  z im wyższych stołków do wyżej postawionego, tym bardziej brutalnie. – Słuchaj. Bo jak  nie będziesz słuchał, mówił zza któregoś ministerialnego biurka nigdy za takim nie siądziesz.

Najprostsza reguła władzy. Doprawdy niezależna od systemu. Problem naszego ustroju  polegał wyłącznie na tym, że po latach fałszywej  selekcji wg klucza partyjnego i antynarodowego nagle do władzy doszli ludzie bez zaplecza,  pozbawieni instynktu czy choćby treningu administracyjnego.

Pewnie można się było jeszcze ratować. Wyszyński rozumiał mało ale miał fotograficzne oko i słuch absolutny na quote’y  – jak nazywał powiedzonka. Całą walkę, w czasie gdy w sierpniu i wrześniu 1992 roku obrażeni  na Grauso Chojecki z Komarem szukali zastępczego polskiego kapitału, podsumował krótkim: – Wszyscy byli za mali. Tacy jesteśmy piękni i wspaniali. Każdy, przysłany wprost z Kancelarii Prezydenta, biznesmen miał niedobre korzenie, był zbyt mało elegancki. Wszystkim słoma wyglądała z butów. Fakt. Tyle, że pieniądze nie rodzą się na salonach. One pozwalają salony budować – dla dzieci i krótkich, własnych chwil wytchnienia. Noszący się na wzór Łęckich nie umieli dogadać się z rodzimymi naśladowcami  Wokulskich.

A była taka szansa. W końcu przed Markiewiczem to właśnie Mirkowi Chojeckiemu prezydent Wałęsa proponował by stał się jego przedstawicielem w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji. Miast zbyć udziały i załatwić koncesję Komarowi – Mirek z wysoka propozycję odrzucił. A Michał Komar, który po wycofaniu się ze współpracy z Grauso przystąpi już sam do procesu koncesyjnego z projektem lokalnej TV – jeszcze dziś się dziwi, iż mu wtedy Marek Markiewicz powiedział: – Dałbym panu Panie Michale,  tę koncesję gdybym miał wolne ręce.

No cóż. Ja też się dziwię. Ale nie temu, że urzędnik miał powiązania. Dziwię się, że w ogóle  proces koncesyjny uznano,  że sam Chojecki go bronił, że prawie wszyscy ludzie nowej władzy akceptowali zapisy mówiące o prewencyjnym koncesjonowaniu mediów elektronicznych

Rozdz.LXXI – Olechowski, Piskorczycy, przekręty i dźwigi

środa, 2 wrzesień 2009

poprzedni pierwszy następny

Skończył się konkurs i tak naprawdę pozostały długi. Tylko faktowi, iż nagle otrzymałem dwie interesujące prace (Małgosi Bocheńskiej zawdzięczałem świetnie płatne wykłady w Wyższej Szkole Dziennikarstwa, a Joli Kessler-Chojeckiej po jej wyjeździe na placówkę do Berna stanowisko dyrektora Centrum Monitoringu Wolności Prasy)

Jolanta Kessler

Jolanta Kessler

– tylko więc tym dwóm posadom zawdzięczałem fakt, że udało mi się przeżyć i stopniowo popłacić większość zobowiązań. Większość powiadam, bo po dziś dzień ciągną się za mną pewne w tamtych czasach powstałe zaległości. Na szczęście jednak nie wobec osób fizycznych lecz skarbu państwa, telekomunikacji, energii.

Nie tylko więc nie wyjechałem z X ogródka nową bryką, lecz – abstrahując od faktu, że jakoś utrzymałem rodzinę, opłaciłem szkołę córeczek, ich pobyt na wsi – trzeba

było jeszcze spore pieniądze do tego szaleństwa dołożyć. Musiałem się też naupokarzać.


Rozdz. XXXII. Adaś

czwartek, 16 lipiec 2009

Michnik 1985

Adam Michnik na Nowolipkach - zima 1986/87

Michnika  poznałem, gdzieś około ’71 roku. Wyszedł z więzienia i został sekretarzem Antoniego Słonimskiego.

W niedzielę na obiady chodziło się do SPATiFu. Bywaliśmy tam z Ojcem, czasami i pamiętam ten stolik pod ścianą, przy którym zasiadał Szczupły Przechodzień w otoczeniu Alinki Lorenzówny ( dziś profesor Kowalczykowej) i Adasia Michnika w  nienagannie  przybrudzonym podkoszulku.

– Witaj Antoni, co dobrego,  kłaniał się wytwornie Ojciec.

– Ot, karmię personel, odpowiadał poeta.

– Czym mogę panu służyć: kelner w palcem w zupie prezentował SPOŁEM-owski szyk,

– ku…ku..ku.. męczył się warszawski Demostenes,

– Tak, tak Adasiu, zamówimy kuropatwę, dobrotliwie kończył zamówienie pan Antoni.

Adam poznał mnie z Mirkiem Chojeckim, wiedząc, że po pierwszym ślubie dysponuję na Nowomiejskiej  mieszkaniem udostępnionym mi przez osiadających już w Paryżu Marię i Kazimierza Brandysów.

Założyliśmy tam skład i introligatornię.

Więcej w wydaniu książkowym: