Wpisy otagowane ‘Gelberg’

Rozdz. CV – Lech Kaczyński plus Janusz Pietkiewicz równa się – Całe to Bizancjum

czwartek, 3 grudzień 2009

poprzedni pierwszy następny

Udział w tym „rykowisku” pod Bella Center 13 grudnia 2002 nie był to wcale koniec mych zatrudnień owego roku. Wszakże ku memu zdumieniu nie żaden Olechowski lecz „moi” przyjaciele Lecha Kaczyńskiego znaleźli się w mieście u władzy. Andrzej Urbański został zastępcą prezydenta miasta ds. kultury. Od pierwszych dni grudnia pełniłem funkcję jego nieformalnego doradcy.


Rozdz. LXXXI – Adam Kinaszewski czyli cisza nad trumną !

środa, 16 wrzesień 2009

poprzedni pierwszy następny

Wyszedłem na Białobrzeską na tyłach Kopińskiej hali i pierwszy raz od pół roku rozejrzałem się po świecie bożym. Zna to uczucie każdy, kto dał się pochłonąć bez reszty jakiejś fascynacji. A „Nowy Świat” był taką. Te pół roku, licząc z czasem wydawania numerów próbnych spędziłem w istnym obłędzie starając się podołać wszystkim miłym skądinąd obowiązkom, które przed czterdziestką na mnie spadły. Pierwszy raz zostałem ojcem. Starałem się więc mimo całego zawodowego szału pamiętać o rodzinie. Żona nie pracowała, ja zaś -zatrudniwszy panią do pomocy- próbowałem się punktualnie przedzierać około trzeciej do domu na obiad.  Potem zaś pokonując korki na Towarowej zdążyć na popołudniowe kolegium. Było to tak trudne, że prawie nie wykonalne. Nie sposób dotrzymywać zobowiązań w kraju, w którym nikt nie szanuje cudzego czasu, każdy szef uważa, że ma prawo dowolnie zmieniać ustalenia z podwładnymi, każdy podwładny uważa, że zawsze ma prawo zawracać głowę szefa, a nade wszystko nie ma ustalonych godzin początku pracy, jej końca ani pory jadania obiadów. Co o tym myślę napisałe w odpowiedzi na ankietę „Spotkań”, a potem starałem się żyć życiem przedstawiciela klasy średniej. Ba – nawet jakiś certyfikat dostałem.

"Spotkania"

"Spotkania"

„Takie były zabawy, spory w one lata…”. Zajęć miałem sporo. Od maja 90 roku byłem radnym, Przewodniczącym Komisji Kultury i Oświaty warszawskiego Śródmieścia. Wiedząc jednak, że praca zawodowa będzie dla mnie ważniejsza od radcostwa zadbałem o to jeszcze na pierwszym posiedzeniu, by zebrania Rady nie odbywały się w czasie pracy. We wtorki o 5 PM bywałem więc w gminie. Byłem też wiceprzewodniczącym Prezydium Sejmiku Samorządowego, którego niemal wszyscy członkowie pragnęli jakoś zawodowo przytulić się do samorządu. Tam zatem wymogłem by posiedzenia toczono o zabójczej dla mnie ósmej rano tak bym docierał na kolegia.


Rozdz. LXXIX – Gelberg z TySol-u czyli – polowanie na łosia.

sobota, 12 wrzesień 2009

poprzedni pierwszy następny

Ukazanie się mojego  wywiadu z Herbertem stanowiło swoisty w ’91 roku przełom.  Przez moment znów wydawało się możliwe jakieś nowe pogodzenie elit. Dziś po  próbie zawłaszczenia osoby Poety przez ekipę „Tygodnik Solidarność” Gelberga trudno odpowiedzieć na pytanie co by było gdyby. Gdyby np. nie ukazał się ten skojarzony trwalej z Tygodnikiem Solidarność, a przeprowadzonyw ’94 roku, kiedy już po mnie w redakcji nie zostało śladu wywiad zatytułowany  „Pojedynki Pana Cogito”. Wywiad który obrócił przeciw Poecie środowisko Gazety Wyborczej i sprawił, że wszyscy „gęgacze” od Michnika po Tomka Jastruna odwrócili się od Pana Zbyszka. Czy wtedy miast autorki  wiersza o Stalinie laureatem Nagrody Nobla zostałby ten, kto w owy czasie wybrał dumne milczenie?  Cokolwiek powiem dalej niech będzie wyraźnie powiedziane, że odpowiedzialność za policzek wymierzony polskiej literaturze, za antynarodowy lobbing który sprawił , że w miejsce Poety Tysiąclecia  wprowadzono do  Literackiego Panteonu Literatury –  Autorkę Kilku Szlagierów-  nie spoczywa na tych, co pozwolili poecie mówić.

Pierwszy raz odezwał się Herbert w moim Tygodniku. I trzeba było widzieć tę ulgę –  tę radość w jego oczach, gdy przeszedłszy nad stekiem doraźnych, a czasem  krzywdzących opinii wydobywałem to co w jego słowach ponadczasowe.

Pominąłem pretensje do Kazia Brandysa, napaści na Miłosza, o którym raz czule to znów pogardliwie odzywa się poeta, oceny Konwickiego równie mało wstrzemięźliwe. Pominąłem bo znam poetę od dziecka, a literaturę wyssawszy z krwi Ojca wiem, że sformułowanie, którym się autor przez moment napawa to jeszcze nie pisarstwo.

CDN


Rozdz.XXVIII – Powroty Zbigniewa Herberta czyli Media własne nasze

piątek, 11 wrzesień 2009

poprzedni pierwszy następny

W całej tej awanturze o media, która od początku nowego tysiąclecia  się  toczy – czy pamięta ktoś jeszcze co znaczy to słowo ? Media – czyli pośrednik, przekaźnik, obiektywny obserwator. Chyba od czasu, kiedy to po wyrwaniu telewizji z rąk Jerzego Urbana i mianowaniu Prezesem radiokomitetu śp. Andrzeja Drawicza – „Gazeta Wyborcza” triumfalnie obwieściła, że już i  Telewizja Nasza  – od tej chwili nikt w istocie nie myślał o bezwarunkowej wolności mediów. Media nie miały być wolne – miały pozostać  n a s z e.

Nasze… – tylko, że nas zabrakło !

Czy lepiej by było, gdybyśmy byli !? – Dobre pytanie. I jednoznacznie negatywna moja na to pytanie odpowiedź. Bóg łaskaw, że Nas nie ma. Kto bowiem znalazłby siłę dziś by walczyć z nami!? Z podporządkowanymi jednej opcji politycznej mediami. Z naszą telewizją, naszą prasą, radiem i naszymi na rozprzestrzenianie multipleksu zakusami. Kto walczyłby z nami, gdy wśród nas był cały łysiejący KOR, przyprószona siwizną ta pierwsza narodowo-wyzwoleńcza „Solidarność”, pampersi z brzuszkami, a pewnie co bardziej zasłużeni rzecznicy i propagandziści  PRL-u, którzy jak Marcin Święcicki,  Mariusz Walter, Andrzej Olechowski, a pewnie i Aleksander Kwaśniewski  też coraz bardziej byliby nasi – dzięki okrągłości Okrągłego Stołu.

A tak nie ma nas  – nie ma ani telewizji Chojeckiego, ani projektu Terleckiego, ani imperium Walendziaka. I po polsku: wszyscy konkurenci cieszyli się gdy jednych zamykała policja, inni nie dostawali koncesji, jeszcze inni bankrutowali.

Nas więc już nie ma: ani  jako środowiska ani jako któregokolwiek z przegranych, rozproszonych niepotrzebnie ze sobą konkurujących produktów medialnych. Niedobitki w rodzaju Leskiego czy niżej podpisanego kręcą się po blogerskich salonach…

Odradza się za to znowu Ich ( wpierw post PZPR-owska w wykonaniu Kwiatkowskiego, a dziś post WRON-ia z rekomendacji syna  Macieja Giertycha), za chwilę jeszcze jakaś inna – polityczna kontrola nad Telewizją Publiczną.

Jest Ich (to znaczy ludzi  środowiska gierkowskiej propagandy sukcesu ) wpływ w TVN Mariusza Waltera.

Są Ich (to znaczy pogrobowców i dziedziców ZSL-u)  wpływy w PolSat-cie zarządzanym dziś programowo przez Carycę TVP wszystkich reżimów  – Ninę Terentiew.