Moje teatralne życie zaczęło się w Teatrze Narodowym w okresie dyrekcji Kazimierza Dejmka. „Akademia Pana Kleksa” latająca pod sufitem, a potem Holoubek z prześliczną Marią Wachowiak
w Ryszardzie II Szekspira i w roli Przełęckiego w „Przepióreczce” Żeromskiego i jeszcze Mizantrop.
Tu zaczął się teatr, który trwał aż do marca 1968 roku – do „Dziadów”.
Byłem na tym słynnym przedstawieniu razem z ojcem w połowie listopada 1967 roku. Miałem 13 lat. Zapamiętałem improwizację Holoubka, anioły Stopki no i oczywiście Salon warszawski z tym słynnym:
“Nie dziw, że nas tu przeklinają,
Wszak to już mija wiek,
Jak z Moskwy w Polskę nasyłają
Samych łajdaków stek.”
Istotnie wypowiadanym z proscenium, rzuconym na jakiś podatny grunt Sali, która podchwytywała te słowa, oklaskiwała – doznawała częstego w historii polskiego teatru zbiorowego katharsis znanego choćby z wystawień Halki, z pieśnią Matko Moja Miła, gdzie wszyscy wiedzieli, że „Matka” to znaczy „Polska”.
Tak, wtedy poczułem po raz pierwszy siłę teatru, ale potem zrozumiałem, że to – zapośredniczenie emocji zbiorowej nie musi być koniecznie patriotyczne. Może mieć korzenie religijne, moralne, środowiskowe.
Więcej w wydaniu książkowym:
Tagi: Hanuszkiewicz, Holoubek, Opis Obyczajów, teatr