Wpisy otagowane ‘Chojecki’

Rozdz.LXXXVII. Solorz i Grauso – wojna o kasę.

czwartek, 22 październik 2009

poprzedni pierwszy następny

Solorz i Grauso –  wojna o kasę. Opis obyczajów…r. LXXXVII

Zostałem praktycznie sam. Stacja rosła w siłę. Oglądalność mierzona przez instytut Nielsena sięgała 8 840 000. Stawiało to stację na drugim miejscu  w kraju po programie pierwszym TVP, a przed publicznym programem drugim. Szczególną popularnością cieszyła się nasz telewizja wśród dzieci i młodzieży, w godzinach popołudniowych oglądało nas średnio 761 000 widzów w wieku od lat 4 do 15. Dochody z reklam rosły proporcjonalnie. Publiczna redakcja stołeczna Telewizyjnego Kuriera Warszawskiego przekształcanego właśnie w Warszawski Ośrodek Telewizyjny (WOT) przy naszej Nowej Telewizji Warszawa – nie istniała prawie.Oglądalność Polonia 1

Konkurencja dostała szału. „Gazeta Wyborcza”, która jeszcze niedawno z sympatią wspominała przedsięwzięcia Komara i Chojeckiego zaangażowana teraz bodaj najsilniej w projekt „Antena 1” Mariana Terleckiego przystąpi do generalnego ataku na Grauso publikując 13 listopada 1993 kolejny ( piewszy ukazał się 22 maja) paszkwilancki artykuł Anny Bikont. Śródtytuły poszczególnych artykułów Gazety były zaiste urocze: „Na początku była chała”, „Z ręką w nocniku”, potem jeszcze w Mikołajki, na jubileusz rocznej działalności mojej stacji: „Mydlane NTW”.


Rozdz. LXXXVI – Z Matką Teresą i Księciem Karolem – dziel i rządź!

wtorek, 20 październik 2009

poprzedni pierwszy następny

„A Teraz Konkretnie” zyskiwało renomę. Bez oporów zaproszenia przyjmowali tak aktualnie sprawujący urząd ministrowie jak Boni, wojewodowie jak Bohdan Jastrzębski

A.T.Kijowski z Bohdanem Jastrzębskim czy bohaterowie zasłużeni w budowaniu tego, co lubiłem okreslać mianem „młodej demokracji’. Odwiedzili mnie wszyscy nasi herosi przemian: Zbigniew Bujak i Leszek Balcerowicz czy Bronisław Geremek, a także „nasi” premierzy od Jana Krzysztofa Bieleckiego, poprzez Jana Olszewskiego, Hannę Suchocką na wspomnianym Tadeuszu Mazowieckim nie poprzestając.

ATK z Bronisławem Geremkiem
ATK z Bronisławem Geremkiem

Nie zauważyłem jak minął rok. Codziennie trzy newsy, trzy razy w tygodniu debata. Codziennie minimum trzy newsy. Zasadniczo wszyscy mieli robić wszystko. Nie było więc materiału jakiego bym nie robił. I – Miasto, i Ekonomia, i Kultura, nawet Sport, lecy jak już wspominałem – tylko ostatecznymi czasami. „Wiadomości Warszawskie” podzielone były na takie cztery, średnio pięcio minutowe bloki przedzielone reklamami. Gdy ustawa zabroniła wkładania reklam z takim natężeniem części dzieliliśmy znakomitymi muzycznymi videoklipami.

ATK & Jan Olszewski - A Teraz Konkretnie
ATK & Jan Olszewski – A Teraz Konkretnie

No a poza tym nikt nie bronił organizować debaty. Początkowo to były Rozmowy o Sztuce i Debata  Warszawska, odwiedzania przez artystów, urzędników, architektów. Ludzi tak związanych z Warszawą jak choćby Władysław Szpilman, z którym – nie znając jego życiorysu Pianisty przez lata jadałem obiady w Związku Literatów. Nawet z jego synem Andrzejem, dziś stomatologiem gdzieś w Niemczech zbieraliśmy się w latach siedemdziesiątych  do wspólnego  pisania piosenek. Miałem podpisywać się Dichter żeby się ze Szpilmanem komponowało. Odwiedziłem wtedy dom pana Władysława. Zrobił na mnie wrażenie fortepian i dedykacja Rubinsteina na fotografii.  potem od ojca usłyszałem, że to  autor stalinowskich szlagierów  i koniunkuralista ale  także przyzwoity kameralista grający z zespołem Kwintet Warszawski.

ATK z Władysławem Szpilmanem ( Pianistą)
ATK z Władysławem Szpilmanem ( Pianistą)

o Warszawkiej Operze Kameralnej z Ryszardem  Perytem, a o łażeniu po górach, ze świetnym alpinistą i  znakomitym historykiem, dziś członkiem Kolegium IPN-u – Andrzejem Paczkowskim.

A.T.Kijowski i  Ryszard Peryt

ATK z Ryszardem Perytem

Otwarte Studio poświęcane, a to miłośnikom zwierząt domowych, homeopatom, czy rowerzystom, strażakom lub tajemnicom Pałacu Kultury. Kilkadziesiąt powstało takich rozmów zatytułowanych „Kto pyta niech przyjdzie” – początkowo stricte lokalnych, z czasem stających się fragmentem ogólnopolskiego magazynu emitowanego w całej sieci „Polonia 1” zatytułowanego „Telewizja w Pokoju”.

Z dnia na dzień jednak coraz m


Rozdz. LXXXIV – Wellman i inni czyli filozofia zmiany.

niedziela, 4 październik 2009

poprzedni pierwszy następny

Drwina, wyższość, zadufanie – te trzy zaprawione gombrowiczowską, ironiczną pozą  cechy scharakteryzują bodaj najlepiej zespół stworzony przez Chojeckiego i Komara. Zespół fajnych ludzi, ambitnych i uczciwych osób, które w znakomitej większości potwierdziły przez minione 15 lat trafność pierwszej selekcji. Lecz grupa, której zabrakło dwóch atutów: autorytetu i poczucia misji.

Miał to poczucie niewątpliwie Michał Komar – intelektualista o aparycji chłopca, lecz ironista, kokiet, człowiek grzeczny i bardzo pracowity, jednak niezbyt wytrwały. Znakomity negocjator – przecież nie dyktator. Miał i Chojecki – bardzo oczytany, wciąż nie potrafiący się pogodzić ze stratą powabnej czupryny ani do końca wejść w rolę przywódcy do jakiej – półgębkiem – aspirował. Obydwaj panowie chcieli władzy lecz nie byli skłonni położyć na jej ołtarzu tego czego ona bezwzględnie wymaga. Niezależności.

Młody Chojecki

Młody Chojecki

Słuchaj ! Zwracał się do mnie coraz bardziej obcesowo Urbański,  z im wyższych stołków do wyżej postawionego, tym bardziej brutalnie. – Słuchaj. Bo jak  nie będziesz słuchał, mówił zza któregoś ministerialnego biurka nigdy za takim nie siądziesz.

Najprostsza reguła władzy. Doprawdy niezależna od systemu. Problem naszego ustroju  polegał wyłącznie na tym, że po latach fałszywej  selekcji wg klucza partyjnego i antynarodowego nagle do władzy doszli ludzie bez zaplecza,  pozbawieni instynktu czy choćby treningu administracyjnego.

Pewnie można się było jeszcze ratować. Wyszyński rozumiał mało ale miał fotograficzne oko i słuch absolutny na quote’y  – jak nazywał powiedzonka. Całą walkę, w czasie gdy w sierpniu i wrześniu 1992 roku obrażeni  na Grauso Chojecki z Komarem szukali zastępczego polskiego kapitału, podsumował krótkim: – Wszyscy byli za mali. Tacy jesteśmy piękni i wspaniali. Każdy, przysłany wprost z Kancelarii Prezydenta, biznesmen miał niedobre korzenie, był zbyt mało elegancki. Wszystkim słoma wyglądała z butów. Fakt. Tyle, że pieniądze nie rodzą się na salonach. One pozwalają salony budować – dla dzieci i krótkich, własnych chwil wytchnienia. Noszący się na wzór Łęckich nie umieli dogadać się z rodzimymi naśladowcami  Wokulskich.

A była taka szansa. W końcu przed Markiewiczem to właśnie Mirkowi Chojeckiemu prezydent Wałęsa proponował by stał się jego przedstawicielem w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji. Miast zbyć udziały i załatwić koncesję Komarowi – Mirek z wysoka propozycję odrzucił. A Michał Komar, który po wycofaniu się ze współpracy z Grauso przystąpi już sam do procesu koncesyjnego z projektem lokalnej TV – jeszcze dziś się dziwi, iż mu wtedy Marek Markiewicz powiedział: – Dałbym panu Panie Michale,  tę koncesję gdybym miał wolne ręce.

No cóż. Ja też się dziwię. Ale nie temu, że urzędnik miał powiązania. Dziwię się, że w ogóle  proces koncesyjny uznano,  że sam Chojecki go bronił, że prawie wszyscy ludzie nowej władzy akceptowali zapisy mówiące o prewencyjnym koncesjonowaniu mediów elektronicznych

Rozdzz. LXXXIII – Chojecki i Komar czyli co nam zdrady…

piątek, 2 październik 2009

poprzedni pierwszy następny

I zbudowali ten gmach, gdzie kolumny

Są charaktery.

A każdy sam jest, i że sam, to dumny,

Król swojej sfery

(C.K.Norwid „Do Pani na Korczewie” – 10)

Słońce przebiło się przez zasłonę. Na Długiej miałem piękne, jasne, przestronne mieszkanie. Położone na posesji dawnego konwiktu Teatynów sprawiło, że miałem wrażenie iż mieszkam w tym kubie przetrzeni, gdzie kształcił się był Stanisław August Poniatowski – absolwent tej szkoły. Był jeszcze jeden balkon, gospodarczy skierowany w stronę północy ku wieży Intraco. Z okien było widać wznoszący się po dwudziestoletnich perturbacjach ze śladami po Synagodze Błęktny wieżowiec. Nieco na  południowy-wchód płaski dach Teatru Wielkiego. W tle wieżyce pałacu

Długa od strony Freta  z Kolegium  Teatrynów w perspektywie po prawej stronie ulicy

Długa od strony Freta z Kolegium Teatynów w perspektywie po prawej stronie ulicy

Kultury. Dalej zza dwóch wysokich topoli wyglądała Kolumna Zygmunta. A w tle jakieś szare świeciło w perspektywie sinej – Miasto Stare…

Słońce świeciło, ogrzewało zamykaną loggię i moją drogę z domu do parkingu na ulicy Bugaj, gdzie trzymałem mojego steranego Malucha. Biegłem mimo najmniejszego domku w Warszawie, w którym kupowałem gazety. Czasem przysiadałem przy kawiarence „Pana Michała”. Tam, niby prawdziwy żabojad zamawiając „un express’ szybko przerzucałem gazetę by już w pracy nie napawać się na oczach kolegów z Newsroomu satysfakcją z odnajdowania swego nazwiska obok coraz to nowych telewizyjnych programów.
Spotkanie z Michałem Komarem u Büchnera zaowocowało poznaniem daty castingu do Nowej Telewizji Warszawa.


Rozdz.XXVIII – Powroty Zbigniewa Herberta czyli Media własne nasze

piątek, 11 wrzesień 2009

poprzedni pierwszy następny

W całej tej awanturze o media, która od początku nowego tysiąclecia  się  toczy – czy pamięta ktoś jeszcze co znaczy to słowo ? Media – czyli pośrednik, przekaźnik, obiektywny obserwator. Chyba od czasu, kiedy to po wyrwaniu telewizji z rąk Jerzego Urbana i mianowaniu Prezesem radiokomitetu śp. Andrzeja Drawicza – „Gazeta Wyborcza” triumfalnie obwieściła, że już i  Telewizja Nasza  – od tej chwili nikt w istocie nie myślał o bezwarunkowej wolności mediów. Media nie miały być wolne – miały pozostać  n a s z e.

Nasze… – tylko, że nas zabrakło !

Czy lepiej by było, gdybyśmy byli !? – Dobre pytanie. I jednoznacznie negatywna moja na to pytanie odpowiedź. Bóg łaskaw, że Nas nie ma. Kto bowiem znalazłby siłę dziś by walczyć z nami!? Z podporządkowanymi jednej opcji politycznej mediami. Z naszą telewizją, naszą prasą, radiem i naszymi na rozprzestrzenianie multipleksu zakusami. Kto walczyłby z nami, gdy wśród nas był cały łysiejący KOR, przyprószona siwizną ta pierwsza narodowo-wyzwoleńcza „Solidarność”, pampersi z brzuszkami, a pewnie co bardziej zasłużeni rzecznicy i propagandziści  PRL-u, którzy jak Marcin Święcicki,  Mariusz Walter, Andrzej Olechowski, a pewnie i Aleksander Kwaśniewski  też coraz bardziej byliby nasi – dzięki okrągłości Okrągłego Stołu.

A tak nie ma nas  – nie ma ani telewizji Chojeckiego, ani projektu Terleckiego, ani imperium Walendziaka. I po polsku: wszyscy konkurenci cieszyli się gdy jednych zamykała policja, inni nie dostawali koncesji, jeszcze inni bankrutowali.

Nas więc już nie ma: ani  jako środowiska ani jako któregokolwiek z przegranych, rozproszonych niepotrzebnie ze sobą konkurujących produktów medialnych. Niedobitki w rodzaju Leskiego czy niżej podpisanego kręcą się po blogerskich salonach…

Odradza się za to znowu Ich ( wpierw post PZPR-owska w wykonaniu Kwiatkowskiego, a dziś post WRON-ia z rekomendacji syna  Macieja Giertycha), za chwilę jeszcze jakaś inna – polityczna kontrola nad Telewizją Publiczną.

Jest Ich (to znaczy ludzi  środowiska gierkowskiej propagandy sukcesu ) wpływ w TVN Mariusza Waltera.

Są Ich (to znaczy pogrobowców i dziedziców ZSL-u)  wpływy w PolSat-cie zarządzanym dziś programowo przez Carycę TVP wszystkich reżimów  – Ninę Terentiew.


Rozdział LXXII – Jerzy Buzek czyli opakowanie

czwartek, 3 wrzesień 2009

poprzedni pierwszy następny

Pielgrzymowanie

Przełom tysiąclecia. Polska w nowym kształcie administracyjnym. A także ustrojowym. Powołanie samorządowego województwa nie zwiększyło siły regionów, umożliwiło jednak stworzenie silnych baz dla coraz bardziej alienującej się od wyborców klasy politycznej. A raczej media-politycznej, gdyż przenikanie tych sfer zarówno co do metod działania jak i w konsekwencji co do składu wypełniających je osób z dnia na dzień robi się coraz bardziej wyraźne. Rzecz bowiem nie w środkach technicznych lecz w umiejętności ich wykorzystania. W końcu tzw. Komunę:   dysponującą całą infrastrukturą limitownego papieru, radiem  i telewizją obaliliśmy przy pomocy powielaczowych ulotek. Wystarczyło  porozumienie społecznej woli przekazu, której nie dało się zagłuszyć.

We wstępie do programu na dziesięciolecie Ogródka napisałem, że dekada to czas trudnych podsumowań. Po zakończeniu ogródka podszedłem do lustra i spytałem sam siebie – co dalej.

Facet, mówiłem do odbicia.-  Masz przecież wszytkie sznurki w ręku. Kierujesz Centrum Monitoringu Wolności Prasy, nauczasz w Wyższej Szkole Dziennikarstwa. Masz komputer, fax a nawet wspaniałą sekretarkę. ( Jola Chojecka zatrudniła w CMWP Basię Karczewską, z którą

Basia Karczewska

Basia Karczewska

wydawało się naprawdę, że można góry przenosić.). –  Ratuj się i nie daj zgubić kraju.

Od przegranych wyborów samorządowych roku ’94 i likwidacji Telewizji Grauso w ’95 czułem przecież, że mogę funkcjonować żywiej. Ostatnią próbę miejską podjąłem… 11 września 2001. Na ten dzień,  już  po zakończeniu X KTO byłem umówiony z Tomaszem Siemoniakiem. Ten człowiek biurka pełnił wówczas  funkcję wiceprezydenta Warszawy. To też były „pumpers” telewizjonista, który nb. swego czasu zrzucił jako szef Pr I TVP projekt mego ogródkowego live-u.  Dziś w Rządzie Tuska jest zastępcą szefa MSWiA – coś jakby „czekista”…?

Tomasz Siemoniak - człowiek biurka

Tomasz Siemoniak - człowiek biurka

Wkroczyłem do gabinetu bodaj około trzeciej z minutami. Akurat w chwili, gdy wszystkie agencje podały wiadomość o ataku na WTC. Miałem rozmawiać o przekształceniu KTO w imprezę miejską. Rozmowa jak tysiąc poprzednich o wszystkim i o niczym… Siemoniaka najbardziej interesowała w tym momencie decyzja Platformy o zawieszeniu kampanii wyborczej na kilka godzin.

11 września 2001

11 września 2001

No cóż. Symboliczny wypadek. Od niego jednak pewnie coś się zaczęło. Choćby to udręczające Radio Zet, które codzień mi potem przez kilka miesięcy od rana w głowę wkładało, że oto już po WTC żyjemy w innym świecie. Od tego czasu na Siemoniaka i Radio Zet reaguję jak… na łańcuchową karuzelę.

Mając zatem dostęp do większości polityków i dziennikarzy, i naprawdę niewygórowane wymagania zacząłem szukać miejsca, gdzie może lepiej niż w przez nikogo z decydentów nie chcianej Dolinie Szwajcarskiej byłbym wykorzystany. ( Wiedziałem zresztą, że jeśli Dolina stanie się tylko marginesem mych zajęć tak jak to było przez pierwsze cztery lata w Lapidarium w sumie dużo łatwiej będzie mi jej instytucjonalizację przeprowadzić).

Z trudem przychodzi mi odtworzyć stan moich ówczesnych emocji politycznych. Niewątpliwie dzieliłem jeszcze świat na „postsolidarnościowy” i „czerwony”. Dziś już tego nie czynię. Dziś jak sądzę dzielimy się na tych co jeszcze o Polsce ( a to znaczy Jej  języku, obyczajach, granicach, zasobach) – pamiętają i tych, których cieszy możliwość roztopienia się w nieokreślonej, bezideowej  magmie. Ale także wierzyłem, że żyjemy w niepodległym kraju, którego wolnośc wywalczyliśmy sami. I co do tego ostatniego dziś mam coraz większe wątpliwości.

Bardziej  z przyjaźni niż z przekonania starałem się pomóc Urbańskiemu organizującemu zaplecze dla Kaczyńskich  – ale jako się rzekło bezskutecznie. Inteligencko dziennikarskie kręgi, na które miałem przełożenie absolutnie ich nie akceptowały. Jakoś to zresztą współodczuwałem. Bo choć nie mam żadnych wątpliwości co do inteligencji, uczciwości i ideowości obu braci czuję jednak, że jest w nich pewien rodzaj zacietrzewienia, a także bezwzględności, która utrudnia im pozytywne rządzenie. A potem, po nieoczekiwanym zwycięstwie osiągniętym dzięki wsparciu kręgów katolickich i ludowych ich partia jak każda instytucja władzy zaroiła się tłumem ludzi tak marnych i małostkowych jak… Coż powiedzieć. – Może, – jak Polska właśnie !

Szukałem dalej. Wtedy ( jesteśmy jeszcze wszak przed Aferą Rywina) teczki jeszcze nie latały,  myślałem serio o Olechowskim. Wysoki, bez kompleksów, nie powinien się mnie obawiać -kombinowalem. Może i dobrze się stało, że nie wyszło. Mysłałem oczywiście o mediach. Telewizji. Zdawałem sobie sprawę, że bliskie jest wejście systemów cyfrowych, multipleksu, platform internetowych. Mówiłem o tym wiele. Z Andrzejem Urbańskim widywaliśmy się wtedy często,  dużo rozmawiająć na temat konieczności tworzenia szkół kształcących uczciwych i fachowych dziennikarzy.

Zaczynał się wszak wtedy narastający z każdym dniem proces medialnego chaosu spełniającego w istocie rolę bardziej destrukcyjną od komunistycznej zagłuszarki. Dziś rację ma nie ten kto ma lepsze argumenty lecz ten, kto zdoła się przebić. Zaistnieć. Zwrócić na siebie uwagę. Wiedzą o tym politycy i pewnie dlatego zaroiło się w nowych czasach od uczelni medialnych. Większość dzierżą w swym wpływie pogrobowcy czerwonych. Prawicowym politykom jednak także uczelnie się marzą. Stale też ta myśl chodziła za Urbańskim. Co na mnie popatrzył, to głównie przypominał mu się mój doktorat i kombinował jakby tu jakąś uczelnię wygenerować. Jeszcze gdy zarządzałem Elektoralną myślał o stworzeniu przyczółkowej szkoły. Podobne pomysły będą chodziły mu po głowie, gdy zostanie prezesem telewizji.  Teraz, tzn. w 2001 temat ten podjął wycofujący się z aktywnej polityki prof. dr hab. Jerzy Buzek i z rekomendacji Andrzeja zwrócił się do mnie o pomoc w organizacji takiego kierunku przy Akademii Polonijnej w Częstochowie.

JM Jerzy Buzek

JM Jerzy Buzek

Przygotowałem zatem projekt „Katedry Mediów Internetowych i Public Relations”. Miało to być niezbędne uzupełnienie dla studentów kierunków – pedagogika, zarządzanie i marketing, dyplomacja, urzędnicy instytucji Europejskiej – w Polsce i w instytucjach brukselskich.

Opracowałem plan. Rozkład zajęć prasowych, telewizyjnych, radiowych i internetowych. Nawiązałem kontakt z potencjalnymi wykładowcami. Zredagowalem też ulotkę. Pracowałem w Warszawie, a także w Częstochowie. Spędziłem z byłym premierem na ciągłych rozmowach  łącznie około sześciu godzin. Raz czy drugi odwiedziłem go w warszawskim mieszkaniu  przy Sobieskiego. Zdarzało się, że rano podjeżdżał  po mnie na Starówkę służbową Lancią. A gdy tak mknęliśmy do Częstochowy – czasem w towarzystwie byłej minister Kamińskiej,  pan Buzek–  perorował.  Odniosłem oczywiście jak najlepsze wrażenie. Rozmawialiśmy o służbie zdrowia, zdrowiu i karierze młodej Agaty, samorządzie.

Profesor ma niewątpliwie zmysł dramatyzmu czy melodramatyzmu nawet. Rozmawialiśmy o czterech reformach. Reformie terytorialnej, oświatowej,  przekształceniach służby zdrowia i ubezpieczeń społecznych. Wywiady zacząłem od pytania o służbę zdrowia.

Agata Buzek

Agata Buzek

Profesor Jerzy Buzek ma tu szczególne doświadczenia z okresu ciężkiej choroby córki Agaty w późnych latach 80 tych. Jako dziewczynka przyszła aktorka często się przeziębiała, a kuracje antybiotykami były bezskuteczne. Wtedy padło podejrzenie o nowotwór. Po badaniach, przypuszczenia okazały się  słuszne. Ojciec opowiadał mi jak choroba została źle zdiagnozowana w Katowicach, jak jeździli do Krakowa. Profesor mechaniki twierdził, że w czasie choroby córki praktycznie zmienił specjalizację studiując coraz głębiej medyczny przypadek Agaty. Okazało się wreszcie, że dziewczynka miała ziarnicę. To w tym czasie był prawie wyrok: nowotwór układu chłonnego, atakujący węzły chłonne i pozawęzłową tkankę limfatyczną. Wiele pretensji pozostało w przyszłym premierze do lekarzy. Szczególnie miał im za złe źle pojętą  solidarność zawodową. Krakowski specjalista, który prawidłowo zdiagnozował Agatę nigdy nie przyznał, że błędów katowickiego kolegi dziewczynka  omało nie przypłaciła życiem.

To była przedakcja i  konfliktu zawiązanie.  Czas na kulminację –  to walka o życie. Następuje piękna opowieść o ludzkiej solidarności, o wsparciu środowiska naukowego, licznych wizytach w Niemczech, gdzie prywatne osoby udzielały Buzkowi wraz z córką gościny. Nie zapominajmy, że obecny przewodniczący Parlamentu Europejskiego jest ewangelikiem. Należy więc do jednej z piękniej w Europie wspierających się wspólnot. Wreszcie melodramatyczne zakończenie. Przyjdzie taka chwila, gdy po latach napięcia, wydatków, korzystania ze składkowych darów mógł Jerzy Buzek już jako premier Rzeczpospolitej odwiedzając Niemcy podjechać niezapowiedziany służbowym samochodem pod dom przez lata udzielających mu schronienia niemieckich przyjaciół. Podziękować, zapraszając na oficjalne spotkania w Rathausie. Wszystko niczym z amerykańskiego oleodruku.

Nie mniej pięknej opowieści wysłuchałem o początkach kariery Agaty. O jej  pierwszych występach w warszawskiej Szkole Teatralnej, kiedy to rektor Englert z dziekan Górską na pierwszym roku z trudem tolerowali wślizgującego się na otwarte (raczej jednak dla studentów niż rodziców) tzw. egzaminy ze scen aktorskich – zakochanego w występach córki prowincjonalnego profesora. Aż tu, proszę, proszę… Gdy został premierem, gdy Akademia pojęła ile może zyskać dzięki wysokiej protekcji w osobie Szefa Rządu. Premier teatroman, toż to sen jak z Szekspira.

Nie omieszkałem rzecz jasna w tym momencie wtrącić opowieści o tym jak go próbowałem zaprosić, gdy mi się nieoczekiwanie Kalisz na Doliną Szwajcarską się zdesantował. Premier rzecz jasna nie mógł się nadziwić, że się o moim zaproszeniu nie dowiedział.  Twierdząc, a z wielkim odgrywał to przekonaniem,   że gdyby mu tylko powiedziano,  przybiegł by do mnie na skrzydłach…

” – Co czytasz książę ?     – ……………………………….”

Teresa Kamińska

Teresa Kamińska

Trzecim razem pytałem o horrendalne, według doniesień prasowych zarobki szefów kas chorych. Aż się oboje z Kamińską zaperzyli. Bzdura, nic podobnego. Szefowie kas chorych zarabiali po kilka tysięcy złotych. To wszystko medialne wymysły, któych w żaden sposób zdementować się nie dało. Decentralizacja zdaniem byłego premiera polegała na tym, że jego rząd faktycznie przekazał do województw, do samorządów znaczne środki, umożliwiając samodzielne dysponowanie nimi.

Buzek twierdził, że rząd Millera wstrzymując w szczególności reformę służby zdrowia przechwytuje środki, które miały być przekazane samorządom. W ten sposób dysponując nimi  z centrali będzie mógł pod koniec kadencji rzucić je na rynek wywołując przejściowy wzrost gospodarczy służący jedynie wygraniu kolejnej kadencji. Obawy prorektora Akademii Polonijnej okazały się płonne. Wzrost wygenerowany przez Millera ze smakiem Kaczyńscy przejedzą.

Lewicę zaś w pochodzie po wszechwładzę zatrzymał nie kto inny jak rzucający na szalę cały swój autorytet:  Adam Michnik chwytający za połę chałata Lwa Rywina. I o tym także pamiętać wypada.

Bo to był właśnie rok Lwa.  Jeżdżąc z Buzkiem do Częstochowy byłem już  dyrektorem działającego przy stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich Centrum Monitoringu Wolności Prasy. Te problemy też siłą rzeczy coraz mocniej mnie pochłaniały. W sumie odbyliśmy dwie i pół podróże. Jakieś rozmowy, pisanie, spotkanie z Księdzem Rektorem. Wreszcie  gotowy projekt,  jakieś mętne obietnice, a potem ot za trzecim razem zmieniły się nagle u stóp Panienki Częstochowskiej premiera plany. BOR-owski kierowca odwiózł mnie grzecznie na dworzec i tylem  Deputata widział.

Buzek Dostojny

Buzek Dostojny

Czy muszę dodawć, że nic z tego (przynajmniej dla mnie) nie wyszło. Że wykorzystano mnie bezczelnie nie płacąc złamanego grosza. Opracowana przeze mnie ulotka do dziś wisi w internecie, studia się toczą. Nie bardzo tylko wiadmo, kto je prowadzi i dla kogo. Mnie w kilka miesięcy po wykonaniu prac projektowych, gdzieś na wysokości września 2002 poinformowano, że się studenci nie zgłoszają, a więc i pracy nie będzie. O tej zainwestowanej w kwietniu  nikt przecież nie pamiętał.

Typowe polskie zachowanie prawicy. Podobnie wszak było z robionymi przez firmę „Kontakt” Mirka Chojeckiego kampaniami wyborczymi kolegów z opozycji, którzy po pierwsze, drugie i trzecie zobowiązań nie płacą. Tak więc ewentualnych chętnych do współpracy z przewodniczącym Parlamentu Europejskiego – ostrzegam.

Polityk  nie jest po to by płacić czy wypełniać zobowiązania. Nie nosi też w sobie treści. On wręcza obwoluty. Trzeba przyznać, że Jerzy Buzek ma dobre opakowania.

Zniknął z mego życia jak drobny hochsztapler. Oglądać go możemy – w Internecie. Przejrzałem go właśnie, by tekst ozdobić zdjęciami, których wszakże w trakcie wspólnych podróży nie miałem okazji zrobić. Zdjęć szefa parlamentu wiadomo – dostatek. Wspaniałe opakowania. Premier Piękny. Uczony zamyślony. Czasem Mężczyzna uroczy. Nie brak też zdjęć ukochanej córki Agaty. Niektóre nawet – bez opakowania. [1]

Naga prawda o przewodniczącym Parlamentu Europejskiego

Noblesse oblige ?

No cóż. Pewnie jestem staromodny. Może z innej epoki. A może z innego melodramatu. Tak sobie jednak myślę, że europejska klasa, ewangelicka wstrzemięźliwość, by o polskiej godności nie wspomnieć  z pornografią, nawet artystyczną nie idą w parze.

I proszę mi nie mówić, że ojciec nie odpowiada za dzieci. Mam dwie córki.

Emila & Kamila Kijowska

Emila & Kamila Kijowska

Pochlebiam sobie, że nie brzydsze od pięknej Agaty. I mówię to serio do nich i tym, którzy mnie czytają. Gdyby  swój proces wychowawczy zakończyły w podobny sposób szafując ciałem – uznałbym to za osobistą klęskę.  I nigdy nie zdecydowałbym sie po tym kandydować na stanowiska, które zajmować winni tylko ci co  potrafą dla innych świecić  przykładem.

Demaskujemy się wzajemnie. Unia Europejska  Berlusconiego od libacji i Buzka od rozebranej Agaty, który z Pielgrzyma na moich oczach przedzierzgnął się w małego naciągacza – sama sobie wystawia świadectwo.


[1] Naga prawda o Przewodniczącym Parlamentu Europejskiego

http://www.bloblo.pl/image/6496/oryginal/01927_Agata_Buzek_122_352lo.jpg

http://www.bloblo.pl/image/6497/oryginal/02065_Agata_Buzek_427_122_253lo.jpg

http://www.bloblo.pl/image/6498/oryginal/02066_Agata_Buzek_037_122_491lo.jpg http://www.bloblo.pl/image/6499/oryginal/02067_Agata_Buzek_241_122_188lo.jpg

Rozdz. XXXIII. Człowiek na rubrykę.

piątek, 17 lipiec 2009

Najdłuższą rozmowę z Michnikiem odbyłem w towarzystwie Boba Kierklanda, który  był amerykańskim korespondentem i asystentem Leonarda Bernsteina.

Pomagaliśmy Robertowi z moją,  już nieco odważniejszą ówczesną żoną,  przełożyć na angielski  dla amerykańskiego Newsweeka, wywiad Grupińskiej z Edelmanem. Wspólnie słuchaliśmy pierwszych cyfrowych nagrań odtwarzanych jeszcze z czarnych analogowych płyt.

Więcej w wydaniu książkowym: