Piętnaście lat minęło. Miałem poczucie domknięcia jakiegoś cyklu. Zacząłem zresztą właśnie spisywać te wspomnienia i systematyzować materiały. Postanowiłem więc użyć wszystkich niezbędnych a będących w mym zasięgu narzędzi badawczych: wywiadów i panelu dyskusyjnego. …
Wpisy otagowane ‘Wojtyszko’
Rozdz. CLIII – Teatr to miejsce Spotkania. Panel dyskusyjny
piątek, 20 sierpień 2010Rozdz. XCV – Zosia Kucówna – czyli Przyjaciele
wtorek, 10 listopad 2009Zosia Kucówna – czyli Przyjaciele, Opis obyczajów…r. XCV
Zgłoszeń nie brakowało. I pieniędzy było nie mało. Nawet sporo. Nie tyle jednak co przed rokiem, który po szaleństwie codziennych imprez X KTO – pozostawił mnie z długami, a do Doliny i tak żadnego nie przyciągnął inwestora. No i środki te jak zwykle pojawiły się strasznie późno. Były też ściśle ukierunkowane. Ani koszta obsługi księgowej, ani lokalu, telefonu, wszystkich mediów czy biura nie mogły być z dotacji pokrywane. Nie wspomnę już o własnej płacy. Gdyż po raz kolejny straciwszy posadę i ja i moje dzieci powinniśmy się znaleźć na pełnym utrzymaniu ogródka.
O powtórzeniu permanentnych letnich zdarzeń nie mogło już być mowy. Krzysztof Marszałek uzależniał zaś dotację od powrotu do wyremontowanego przezeń (czyli ze środków Gminy Centrum) – Lapidarium. Po raz kolejny trzeba więc było szukać nowej formuły festiwalu. Festiwalu, który w swych początkach stał siłą mediów i autorytetem jury. Media w odwrocie. Autorytety – też coraz bardziej podejrzane.
Nigdy nie wyartykułowałem mojej prestensji. Zawodu. Może nadwrażliwości – nie wiem. Kiedy jednak po VII KTO na Mariensztacie opuściło mnie całe jury pod wodzą Cywińskiej ( która jednak wraz z Maciejem Wojtyszko nadal firmowała moją Fundację), okazało się, że w szczególności wybitniejsi młodsi aktorzy nie byli już do zdobycia na cały sezon w każdy letni poniedziałek. Powód był prosty – zwiększyła się oferta serialowa często latem kręconych polskich telenowel. Musiałem więc zwrócić się do starszych – z moszczącą się właśnie w Akademii Teatralnej, a znaną od lat Zosią Kucówną na czele. Do Jury zaprosiłem też Barbarę Borys- Damięcką.
Zaproszenie Basi było – nie ma co kryć – aktem swoistego konformizmu z mojej strony. Odejście Jury z Cywińską, Malajkatem, Konicem, Sieradzkim, Wojtyszką po Mariensztacie, było znakiem, że niepostrzeżenie nawet dla samego siebie zacząłem się oddalać się od „naszej” elitarnej, kultury „wybiórczej” . VII KTO na Mariensztacie biło rekordy frekwencji, jednak stracił charakter azylu dla wtajemniczonych. Jeszcze nie do końca to sobie uświadamiając zaczynałem wszak poszukiwania organicznie obcej powojennym elitom z partyjnego przydziału (choćby praw do zameldowania w Warszawie) – autentycznej, dalekiej „klerkom” i „dark roomom” autentycznej inteligencji polskiej.
Elitom z Krakowskiego Przedmieścia, które mnie dotąd wspierały przestało się zatem podobać i to miejsce i festynowa aura, jaka tam zaczynała się tworzyć.
Mnie zaś nie spodobał się triumf SLD wracającego z Markiem Rasińskim do władzy. Był to jednak triumf demokratyczny. A, że właśnie „demokratycznie” ( jakby powiedział Wałęsa) podziękowawszy Damięckiej za służbę w TV ofiarowano jej teraz bliski Dolinie Szwajcarskiej „Teatr Syrena” więc i ja “demokratycznie” zaryzykowałem się z nią zbratać.
Współpraca z Basią była formą wyciągnięcia ręki z mojej strony ponad środowiskowe podziały. I wyciągnięcia jej po wsparcie. Wsparcie wszelakie: osobiste, ekonomiczne, organizacyjne. Tylko to pierwsze otrzymałem. Na jakąkolwiek inną pomoc nie mogłem już liczyć. Ale też nadmiernych złudzeń nie miałem.
Co innego Zośka, którą znałem lat trzydzieści bez mała. Zosia ciepła, wrażliwa, domowa. Widzę ją wśród włóczek w ich mieszkaniu w Alei I Armii LWP, dziś znowu aleją Szucha nazwanej. To było w roku ’73, roku mojej matury, inicjacji, zdawaniu do Szkoły Teatralnej. Mieszkanie przy Szucha, w którym mieszkała ze swym ówczesnym mężem i dyrektorem – Adamem Hanuszkiewiczem było ogromne.
Pozyskali je jakoś za wczesnego Gierka. W tym samym czasie Senior sprowadził w bonach dolarowych nagrodę Jurzykowskiego, która umożliwiła rodzicom zmienić mieszkanie przy Armii Ludowej na apartamencik przy Jaworzyńskiej.
Wszyscy się urządzali: Hanuszkiewiczowie przeprowadzali się ze skromnej kawalerki na Solcu na wspomniane Salony przy Szucha. Zaprzyjaźnieni z nimi, a i coraz bardziej z moimi rodzicami Jarek Marek i Ewa Rymkiewiczowa przyjmująca w Narodowym pod komendą J.S.Sito stanowisko sekretarza literackiego wili sobie gniazdko na Podwalu po przenosinach z Łodzi.
Tak zapamiętałem te moje szesnastoletnie czasy gierkowskiej prosperity. Rysowanie planów mieszkań. Wizyty w „Desie” na Staromiejskim Rynku. Przeprowadzki i remonty wykonywane siłami rzemieślników Teatru Narodowego. Pan Modzelewski – tapicer obijał ściany materiałami, Dobroński szył garnitury. Cóż, bawili się, dorabiali, cieszyli. Choć z zupełnie innych źródeł płynęły ich dochody. Hanuszkiewiczowie dostawali wszystko za lojalność wobec czerwonych. Seniora wspierał Zachód za to, że godnie trwał w oporze. Czuło się jednak w latach siedemdziesiątych zmianę atmosfery. Czuło narastającą potrzebę solidarności.
Pewnie dlatego Senior, któremu nie było wolno po marcu 68 roku publikować pod nazwiskiem zdecydował się podać rękę Adamowi, a przeto i jego w końcu poślubionej ( po rozwodzie z Rysiówną) Zosi Kucównie. Uczynił to pod czytelnym dla całego środowiska pseudonimem „Dedal” publikując w „Twórczości” pochlebną i zdejmującą z Hanuszkiewicza odium kolaboranta, recenzję z Kordiana, w którym Kucia zagrała z Andrzejem Nardellim Laurę. [1]
Wyglądało to na przyjaźń. Nawet na opiekę. Dowiedziawszy, że matka moja pragnąc wyjechać do ojca do Stanów ,w momencie, gdy ja miałem zdawać maturę za nic nie chce samotnie pozostawić mnie w mieszkaniu, zaś ja się młodzieńczo buntuję przed pomysłami pozostawienia mnie – już pełnoletniego –pod opieką lekko już zesklerociałej babci: Zosia i Adam ofiarowali moim rodzicom i mnie bym przeniósł się do nich i skończył szkołę pod ich opieką. Skusiła mnie ta oferta. Lubiłem ich oboje, a ponadto byli to bardzo znani i ciekawi ludzie.
Zosia wprawdzie najwięcej czasu zawsze spędzała z kobietami: panią Anną Orłowska, którą poznała śledząc losy Heleny Poświatowskiej, koleżankami z teatru, młodymi dziewczętami z Agatką Tuszyńską na czele. Ale wydawało mi się, że i dla mnie ma trochę uwagi. Uważnie obserwowała moje stosunki z rodzicami. Szczególnie napięte od zawsze relacje z matką.
Co się stało potem ? Dotyczy to Zosi, Julci Hartwig, Rymkiewiczów. Wszyscy poodsuwali się po wczesnej śmierci Seniora ( w ’85 roku nie miał 57 lat!) od mojej matki. Temu się nie dziwię. Ale to odium, a może i wieść o naszych coraz gorszych stosunkach przeniosła się w jakiejś mierze na mnie. Pozbawiony świadomie przez uciekających z Krakowa rodziców krewnych, skazany na zastępczą rodzinę tych: Międzyrzeckich, Rymkiewiczów, Kazimierzów Brandysów, jeszcze Herbertów no i Hanuszkiewiczów – zostałem po śmierci Ojca osierocony i … jakoś naznaczony. Czułem jak odsuwają się ode mnie.
Od czegoś więcej ? – Od mojej wiedzy ? Pamięci siły Ojcowskiej diagnozy ? – Nie wiem. Wiem, że w każdej próbie publicznego zaistnienia po roku ‘89 czułem się odosobniony. W oczach ludzi, których szanowałem z Kucówną na czele dostrzegałem, co najwyżej obojętność lub – tak nieprzyjemnie po niefortunnym występie Strzałów z Aurory – zademonstrowaną przez Zośkę – dezaprobatę.
Pierwszy raz – poszło o werdykt. Powiedzmy: nie do końca przemyślany. Panie (Kucówna, Borys-Damięcka, Wyżyńska przy cichym udziale Adama Kiliana) postanowiły bowiem nagrodzić Małą Ogródkową Nagrodą Teatralną – 5 tys. zł warszawski kabaret „Strzały z Aurory” za spektakl „Kompendium wiedzy ogólnej z zakresu kabaretu amatorskiego” według tekstu i w reżyserii Tomasza Jachimka.
Spektakl jak uzasadniano: przygotowany przez – jak sami o sobie mówią – „kabaret amatorski” zagrano z wdziękiem, świeżością i autoironią. „Strzały z Aurory” w swoim skromnym, acz nie pozbawionym poczucia humoru przedstawieniu, poszukiwały odpowiedzi na pytanie: co to jest kabaret”. Mówiąc szczerze troszkę mnie ten werdykt zdziwił, bo kabaret średniawy ( jak się z czasem okazało dostosowany do poziomu późniejszych widzów TVN-owskiego „Szkła Kontaktowego), ale skoro tak, to zaprosiłem ich do finału prosząc by w tym dniu uroczystym, w którym nie było już czasu na powtórzenie nagrodzonego spektaklu, przygotowali jakiś skrót. Taki “The best of…Aurora”. – W sumie Jachimek i jego koledzy zaprezentowali po prostu nowy dużo słabszy program i niestety wybór ten odsłonił średniość gustu kolegi Jachimka i jego kompanów. Wyszło marnie w finale. Reakcja Kucówny z Damięcką w tle przekroczyła jednak znacznie granice dobrych tetralnych obyczajów. Zamiast skomentować to drobne w końcu nieporozumienie z cicha – wywaliły publiczną kupę. Kucówna powiedziała coś przy wręczaniu nagród i do telewizji. Damięcka dowaliła mi w Wyborczej: “Wystąpił również laureat Małej Nagrody Ogródkowej – kabaret Strzały z Aurory, który zaprezentował zupełnie inny program niż ten nagrodzony przez jury.
– Żałuję, że organizator zgodził się na inny program koncertu laureatów. Nie nagrodzilibyśmy dzisiejszego przedstawienia – skomentowała Barbara Borys-Damięcka”. [Gazeta Stołeczna z dnia 2000/08/29, str. 3].
No ale po Borys-Damięckiej, czystej SLD-ówce (dziś Senator PO), członkini komitetu wyborczego Kwaśniewskiego, osobie która tworzyła TVPOLONIĘ jako odpowiedź na moją POLONIĘ 1 – lojalności nigdy się nie spodziewałem.
Co się jednak tej Zosi stało? Taka była niegdyś serdeczna, prosta, kochana. Świetna aktorka, choć dziś – jako, że od czasu jeszcze PRLowskich “Dziewcząt z Nowolipek” (Bronka) – nie występuje w kinie ani w serialach – nieco mniej już pamiętana. Zafunkcjonowała jednak, po rozstaniu z Adamem Hanuszkiewiczem bestsellerowymi książkami: Zatrzymać czas (1990), Zdarzenia potoczne (1994), Zapach szminki (2000).
Dość trudno było mi ją namówić do udziału w jury i przez cały czas naszych kontaktów ciążyło na nich jakieś napięcie. W ogóle, odkąd na początku mijającego 15 lecia wymknąłem się ze Szkoły Teatralnej, pozwoliłem utożsamić z „Tygodnikiem Solidarność” Kaczyńskich, potem telewizją Grauso i Chojeckiego, czułem na sobie spojrzenie niechęci. Szczególnie większości dawnych przyjaciół mego nieżyjącego od ’85 roku ojca. Jakbym naruszał jakiś niepisany zakaz chcąc czegoś więcej niż możliwości pisania ( bez prawa do etatu) w „Dialogu” czy „Twórczości”, wygłaszania felietonów kulturalnych w Radio, czy wykładaniu estetyki teatru w Szkole Teatralnej.
W oczach Adama Michnika, Julii Hartwig, Zosi Kucówny dostrzegałem jakąś dezaprobatę dla mojej aktywności. Dla tego samozwańczego pragnienia bycia ważnym. Spełnienia się poprzez bycie wśród ludzi, poprzez poszukiwanie takich, którym okażę się potrzebny, którzy i mnie dostarczą tego poczucia, którym tak szczyci się Zosia – dowartościowania.
Czy nie chodzi przypadkiem o to, kto nas dowartościowuje i pod jakimi warunkami ?
Zofia Kucówna – co by nie mówić to wszakże (abstrahując od talentu) pieszczoszka komunistycznych propagandystów. Laureatka „Złotego Ekranu” za rok 1968 i 1969 – nagrody przyznawanej przez zdecydownie moczarowskie pismo “Ekran”. W tym samym, 1969 – Nagrody Komitetu ds. Radia i Telewizji za twórczość radiową i telewizyjną za rok 1968. W 1970 – Odznaczona Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. W 1971 otrzymała – Nagrodę Ministra Kultury i Sztuki za twórczość artystyczną, II stopnia za osiągnięcia aktorskie w teatrze oraz teatrze telewizji. W 1974 – Nagrodę Komitetu ds. Radia i Telewizji za rolę w „Opowieściach mojej żony”, w 1974 – nagrodę m. st. Warszawy. W 1975 – Odznaczenie – medal 30-lecia. W 1977 – Odznaczenie: „Za zasługi dla Warszawy”. W 1978 Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski. Wreszcie w 1998 – otrzymała z rąk Aleksandra Kwaśniewskiego tytuł naukowy profesora, a także – z tych samych, nagradzających całem swe zaplecze polityczne rąk – Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski. Żeby nie pomylić skali – nie są to apanaże ani Mai Komorowskiej, ani Haliny Mikołajskiej…
Czyżby więc stale była między nami jakaś nieoznaczona granica ? Zbliżano się do mnie, gdy wydawało się, że tacy jak ja zaczną coś znaczyć w Polsce. Wskazywano drzwi, gdy po raz kolejny pragmatyzm tak przez Jarosława Kaczyńskiego – może najdelikatniej nazwanych – “łże elit” triumfował. Gdy porozumiewano się ponad podziałami, a Komandoria przyznana Zosi w III RP w roku 1998 roku przez słynnego ze swej towarzyskiej polityki orderowej Aleksandra Kwaśniewskiego, stawała się naturalną kontynuatorką: Krzyża Oficerskiego otrzymanego z rąk jakiegoś Tejchmy czy Jabłońskiego 20 lat wcześniej …
Po odejściu Kucówny z jury za gwiazdę w jubileuszowym X KTO robił już jedynie świeżo pozyskujący dzięki „Plebanii” telewizyjną popularność – Staszek Górka. Teraz, a nadchodzi konkurs XI – nawet Staszek był już zbyt zajęty by znaleźć czas na sędziowanie. Szukałem więc dalej.
Edyta Jungowska – czyli Vox Populi, Opis Obyczajów.. r. XCVI
[1] Kordian Dziecko, [w:] Rytuały Oglądania, Gdańsk 2005, s.322-327