Wpisy otagowane ‘Urbański’

Rozdz. CV – Lech Kaczyński plus Janusz Pietkiewicz równa się – Całe to Bizancjum

czwartek, 3 grudzień 2009

poprzedni pierwszy następny

Udział w tym „rykowisku” pod Bella Center 13 grudnia 2002 nie był to wcale koniec mych zatrudnień owego roku. Wszakże ku memu zdumieniu nie żaden Olechowski lecz „moi” przyjaciele Lecha Kaczyńskiego znaleźli się w mieście u władzy. Andrzej Urbański został zastępcą prezydenta miasta ds. kultury. Od pierwszych dni grudnia pełniłem funkcję jego nieformalnego doradcy.


Rozdz. XC – O obrotach sfer Wolszczana

sobota, 31 październik 2009

poprzedni pierwszy następny

Przecież ja jestem w czepku urodzony. Naprawdę ! Wyszedłem ponoć z łona po wielogodzinnej walce około czwartej po południu owity w tę nienaruszoną,  fartowną błonę. Więc się nie lękam, jak prosił Angello i nie mam zamiaru narzekać. I tak wiem, że dał mi Bóg zdrowie, wiele wskazuje na to, że przeżyję Seniora, od którego momentu odejścia jestem już młodszy ledwie 16 miesięcy. Nigdy nie wyjechałem z kraju „dla chleba” by dziś ciężko pracując na obczyźnie  pod nickami, pseudonimami spowiadać się z anonimowej nostalgii do kraju. Nie było mi dane zarobić jakiś ciężkich pieniędzy, które sprawiałyby dziś, że jak jedni „ustawieni” koledzy miałbym dziś brzuch dziesięć razy większy od głowy lub jak inni z wyciętą połową trzustki musiał robić za rządowy zderzak.


Rozdz. LXXXIV – Wellman i inni czyli filozofia zmiany.

niedziela, 4 październik 2009

poprzedni pierwszy następny

Drwina, wyższość, zadufanie – te trzy zaprawione gombrowiczowską, ironiczną pozą  cechy scharakteryzują bodaj najlepiej zespół stworzony przez Chojeckiego i Komara. Zespół fajnych ludzi, ambitnych i uczciwych osób, które w znakomitej większości potwierdziły przez minione 15 lat trafność pierwszej selekcji. Lecz grupa, której zabrakło dwóch atutów: autorytetu i poczucia misji.

Miał to poczucie niewątpliwie Michał Komar – intelektualista o aparycji chłopca, lecz ironista, kokiet, człowiek grzeczny i bardzo pracowity, jednak niezbyt wytrwały. Znakomity negocjator – przecież nie dyktator. Miał i Chojecki – bardzo oczytany, wciąż nie potrafiący się pogodzić ze stratą powabnej czupryny ani do końca wejść w rolę przywódcy do jakiej – półgębkiem – aspirował. Obydwaj panowie chcieli władzy lecz nie byli skłonni położyć na jej ołtarzu tego czego ona bezwzględnie wymaga. Niezależności.

Młody Chojecki

Młody Chojecki

Słuchaj ! Zwracał się do mnie coraz bardziej obcesowo Urbański,  z im wyższych stołków do wyżej postawionego, tym bardziej brutalnie. – Słuchaj. Bo jak  nie będziesz słuchał, mówił zza któregoś ministerialnego biurka nigdy za takim nie siądziesz.

Najprostsza reguła władzy. Doprawdy niezależna od systemu. Problem naszego ustroju  polegał wyłącznie na tym, że po latach fałszywej  selekcji wg klucza partyjnego i antynarodowego nagle do władzy doszli ludzie bez zaplecza,  pozbawieni instynktu czy choćby treningu administracyjnego.

Pewnie można się było jeszcze ratować. Wyszyński rozumiał mało ale miał fotograficzne oko i słuch absolutny na quote’y  – jak nazywał powiedzonka. Całą walkę, w czasie gdy w sierpniu i wrześniu 1992 roku obrażeni  na Grauso Chojecki z Komarem szukali zastępczego polskiego kapitału, podsumował krótkim: – Wszyscy byli za mali. Tacy jesteśmy piękni i wspaniali. Każdy, przysłany wprost z Kancelarii Prezydenta, biznesmen miał niedobre korzenie, był zbyt mało elegancki. Wszystkim słoma wyglądała z butów. Fakt. Tyle, że pieniądze nie rodzą się na salonach. One pozwalają salony budować – dla dzieci i krótkich, własnych chwil wytchnienia. Noszący się na wzór Łęckich nie umieli dogadać się z rodzimymi naśladowcami  Wokulskich.

A była taka szansa. W końcu przed Markiewiczem to właśnie Mirkowi Chojeckiemu prezydent Wałęsa proponował by stał się jego przedstawicielem w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji. Miast zbyć udziały i załatwić koncesję Komarowi – Mirek z wysoka propozycję odrzucił. A Michał Komar, który po wycofaniu się ze współpracy z Grauso przystąpi już sam do procesu koncesyjnego z projektem lokalnej TV – jeszcze dziś się dziwi, iż mu wtedy Marek Markiewicz powiedział: – Dałbym panu Panie Michale,  tę koncesję gdybym miał wolne ręce.

No cóż. Ja też się dziwię. Ale nie temu, że urzędnik miał powiązania. Dziwię się, że w ogóle  proces koncesyjny uznano,  że sam Chojecki go bronił, że prawie wszyscy ludzie nowej władzy akceptowali zapisy mówiące o prewencyjnym koncesjonowaniu mediów elektronicznych

Rozdz. LXXVI – Wiadomości o Dniach Dobrych Wiadomości

wtorek, 8 wrzesień 2009

poprzedni pierwszy następny

8 września na Dzień Dobrej Wiadomości wybrała Małgosia Bocheńska w roku 2001. To miało być otwarcie nowej epoki – nowego tysiąclecia. Stworzyła wspaniałą kapitułę, rozesłała apel. Prezydent Warszawy Paweł Piskorski przyjął patronat. Ja – mówiąc szczerze nie do końca z pomysłem tym się identyfikowałem. Czułem w nim niebezpieczeństwo lansowania „pozytywnej wizji świata”, która zatruwała nam młodość w dobie gdy, jak mawiało się za późnego Gierka, dzięki talentom Mariusza Waltera by napełnić lodówkę –  wystarczyło podłączyć ją do telewizora. Mnie to

Małgorzata Bocheńska podczas DDW

Małgorzata Bocheńska podczas DDW

niepokoiło.


Rozdział LXXII – Jerzy Buzek czyli opakowanie

czwartek, 3 wrzesień 2009

poprzedni pierwszy następny

Pielgrzymowanie

Przełom tysiąclecia. Polska w nowym kształcie administracyjnym. A także ustrojowym. Powołanie samorządowego województwa nie zwiększyło siły regionów, umożliwiło jednak stworzenie silnych baz dla coraz bardziej alienującej się od wyborców klasy politycznej. A raczej media-politycznej, gdyż przenikanie tych sfer zarówno co do metod działania jak i w konsekwencji co do składu wypełniających je osób z dnia na dzień robi się coraz bardziej wyraźne. Rzecz bowiem nie w środkach technicznych lecz w umiejętności ich wykorzystania. W końcu tzw. Komunę:   dysponującą całą infrastrukturą limitownego papieru, radiem  i telewizją obaliliśmy przy pomocy powielaczowych ulotek. Wystarczyło  porozumienie społecznej woli przekazu, której nie dało się zagłuszyć.

We wstępie do programu na dziesięciolecie Ogródka napisałem, że dekada to czas trudnych podsumowań. Po zakończeniu ogródka podszedłem do lustra i spytałem sam siebie – co dalej.

Facet, mówiłem do odbicia.-  Masz przecież wszytkie sznurki w ręku. Kierujesz Centrum Monitoringu Wolności Prasy, nauczasz w Wyższej Szkole Dziennikarstwa. Masz komputer, fax a nawet wspaniałą sekretarkę. ( Jola Chojecka zatrudniła w CMWP Basię Karczewską, z którą

Basia Karczewska

Basia Karczewska

wydawało się naprawdę, że można góry przenosić.). –  Ratuj się i nie daj zgubić kraju.

Od przegranych wyborów samorządowych roku ’94 i likwidacji Telewizji Grauso w ’95 czułem przecież, że mogę funkcjonować żywiej. Ostatnią próbę miejską podjąłem… 11 września 2001. Na ten dzień,  już  po zakończeniu X KTO byłem umówiony z Tomaszem Siemoniakiem. Ten człowiek biurka pełnił wówczas  funkcję wiceprezydenta Warszawy. To też były „pumpers” telewizjonista, który nb. swego czasu zrzucił jako szef Pr I TVP projekt mego ogródkowego live-u.  Dziś w Rządzie Tuska jest zastępcą szefa MSWiA – coś jakby „czekista”…?

Tomasz Siemoniak - człowiek biurka

Tomasz Siemoniak - człowiek biurka

Wkroczyłem do gabinetu bodaj około trzeciej z minutami. Akurat w chwili, gdy wszystkie agencje podały wiadomość o ataku na WTC. Miałem rozmawiać o przekształceniu KTO w imprezę miejską. Rozmowa jak tysiąc poprzednich o wszystkim i o niczym… Siemoniaka najbardziej interesowała w tym momencie decyzja Platformy o zawieszeniu kampanii wyborczej na kilka godzin.

11 września 2001

11 września 2001

No cóż. Symboliczny wypadek. Od niego jednak pewnie coś się zaczęło. Choćby to udręczające Radio Zet, które codzień mi potem przez kilka miesięcy od rana w głowę wkładało, że oto już po WTC żyjemy w innym świecie. Od tego czasu na Siemoniaka i Radio Zet reaguję jak… na łańcuchową karuzelę.

Mając zatem dostęp do większości polityków i dziennikarzy, i naprawdę niewygórowane wymagania zacząłem szukać miejsca, gdzie może lepiej niż w przez nikogo z decydentów nie chcianej Dolinie Szwajcarskiej byłbym wykorzystany. ( Wiedziałem zresztą, że jeśli Dolina stanie się tylko marginesem mych zajęć tak jak to było przez pierwsze cztery lata w Lapidarium w sumie dużo łatwiej będzie mi jej instytucjonalizację przeprowadzić).

Z trudem przychodzi mi odtworzyć stan moich ówczesnych emocji politycznych. Niewątpliwie dzieliłem jeszcze świat na „postsolidarnościowy” i „czerwony”. Dziś już tego nie czynię. Dziś jak sądzę dzielimy się na tych co jeszcze o Polsce ( a to znaczy Jej  języku, obyczajach, granicach, zasobach) – pamiętają i tych, których cieszy możliwość roztopienia się w nieokreślonej, bezideowej  magmie. Ale także wierzyłem, że żyjemy w niepodległym kraju, którego wolnośc wywalczyliśmy sami. I co do tego ostatniego dziś mam coraz większe wątpliwości.

Bardziej  z przyjaźni niż z przekonania starałem się pomóc Urbańskiemu organizującemu zaplecze dla Kaczyńskich  – ale jako się rzekło bezskutecznie. Inteligencko dziennikarskie kręgi, na które miałem przełożenie absolutnie ich nie akceptowały. Jakoś to zresztą współodczuwałem. Bo choć nie mam żadnych wątpliwości co do inteligencji, uczciwości i ideowości obu braci czuję jednak, że jest w nich pewien rodzaj zacietrzewienia, a także bezwzględności, która utrudnia im pozytywne rządzenie. A potem, po nieoczekiwanym zwycięstwie osiągniętym dzięki wsparciu kręgów katolickich i ludowych ich partia jak każda instytucja władzy zaroiła się tłumem ludzi tak marnych i małostkowych jak… Coż powiedzieć. – Może, – jak Polska właśnie !

Szukałem dalej. Wtedy ( jesteśmy jeszcze wszak przed Aferą Rywina) teczki jeszcze nie latały,  myślałem serio o Olechowskim. Wysoki, bez kompleksów, nie powinien się mnie obawiać -kombinowalem. Może i dobrze się stało, że nie wyszło. Mysłałem oczywiście o mediach. Telewizji. Zdawałem sobie sprawę, że bliskie jest wejście systemów cyfrowych, multipleksu, platform internetowych. Mówiłem o tym wiele. Z Andrzejem Urbańskim widywaliśmy się wtedy często,  dużo rozmawiająć na temat konieczności tworzenia szkół kształcących uczciwych i fachowych dziennikarzy.

Zaczynał się wszak wtedy narastający z każdym dniem proces medialnego chaosu spełniającego w istocie rolę bardziej destrukcyjną od komunistycznej zagłuszarki. Dziś rację ma nie ten kto ma lepsze argumenty lecz ten, kto zdoła się przebić. Zaistnieć. Zwrócić na siebie uwagę. Wiedzą o tym politycy i pewnie dlatego zaroiło się w nowych czasach od uczelni medialnych. Większość dzierżą w swym wpływie pogrobowcy czerwonych. Prawicowym politykom jednak także uczelnie się marzą. Stale też ta myśl chodziła za Urbańskim. Co na mnie popatrzył, to głównie przypominał mu się mój doktorat i kombinował jakby tu jakąś uczelnię wygenerować. Jeszcze gdy zarządzałem Elektoralną myślał o stworzeniu przyczółkowej szkoły. Podobne pomysły będą chodziły mu po głowie, gdy zostanie prezesem telewizji.  Teraz, tzn. w 2001 temat ten podjął wycofujący się z aktywnej polityki prof. dr hab. Jerzy Buzek i z rekomendacji Andrzeja zwrócił się do mnie o pomoc w organizacji takiego kierunku przy Akademii Polonijnej w Częstochowie.

JM Jerzy Buzek

JM Jerzy Buzek

Przygotowałem zatem projekt „Katedry Mediów Internetowych i Public Relations”. Miało to być niezbędne uzupełnienie dla studentów kierunków – pedagogika, zarządzanie i marketing, dyplomacja, urzędnicy instytucji Europejskiej – w Polsce i w instytucjach brukselskich.

Opracowałem plan. Rozkład zajęć prasowych, telewizyjnych, radiowych i internetowych. Nawiązałem kontakt z potencjalnymi wykładowcami. Zredagowalem też ulotkę. Pracowałem w Warszawie, a także w Częstochowie. Spędziłem z byłym premierem na ciągłych rozmowach  łącznie około sześciu godzin. Raz czy drugi odwiedziłem go w warszawskim mieszkaniu  przy Sobieskiego. Zdarzało się, że rano podjeżdżał  po mnie na Starówkę służbową Lancią. A gdy tak mknęliśmy do Częstochowy – czasem w towarzystwie byłej minister Kamińskiej,  pan Buzek–  perorował.  Odniosłem oczywiście jak najlepsze wrażenie. Rozmawialiśmy o służbie zdrowia, zdrowiu i karierze młodej Agaty, samorządzie.

Profesor ma niewątpliwie zmysł dramatyzmu czy melodramatyzmu nawet. Rozmawialiśmy o czterech reformach. Reformie terytorialnej, oświatowej,  przekształceniach służby zdrowia i ubezpieczeń społecznych. Wywiady zacząłem od pytania o służbę zdrowia.

Agata Buzek

Agata Buzek

Profesor Jerzy Buzek ma tu szczególne doświadczenia z okresu ciężkiej choroby córki Agaty w późnych latach 80 tych. Jako dziewczynka przyszła aktorka często się przeziębiała, a kuracje antybiotykami były bezskuteczne. Wtedy padło podejrzenie o nowotwór. Po badaniach, przypuszczenia okazały się  słuszne. Ojciec opowiadał mi jak choroba została źle zdiagnozowana w Katowicach, jak jeździli do Krakowa. Profesor mechaniki twierdził, że w czasie choroby córki praktycznie zmienił specjalizację studiując coraz głębiej medyczny przypadek Agaty. Okazało się wreszcie, że dziewczynka miała ziarnicę. To w tym czasie był prawie wyrok: nowotwór układu chłonnego, atakujący węzły chłonne i pozawęzłową tkankę limfatyczną. Wiele pretensji pozostało w przyszłym premierze do lekarzy. Szczególnie miał im za złe źle pojętą  solidarność zawodową. Krakowski specjalista, który prawidłowo zdiagnozował Agatę nigdy nie przyznał, że błędów katowickiego kolegi dziewczynka  omało nie przypłaciła życiem.

To była przedakcja i  konfliktu zawiązanie.  Czas na kulminację –  to walka o życie. Następuje piękna opowieść o ludzkiej solidarności, o wsparciu środowiska naukowego, licznych wizytach w Niemczech, gdzie prywatne osoby udzielały Buzkowi wraz z córką gościny. Nie zapominajmy, że obecny przewodniczący Parlamentu Europejskiego jest ewangelikiem. Należy więc do jednej z piękniej w Europie wspierających się wspólnot. Wreszcie melodramatyczne zakończenie. Przyjdzie taka chwila, gdy po latach napięcia, wydatków, korzystania ze składkowych darów mógł Jerzy Buzek już jako premier Rzeczpospolitej odwiedzając Niemcy podjechać niezapowiedziany służbowym samochodem pod dom przez lata udzielających mu schronienia niemieckich przyjaciół. Podziękować, zapraszając na oficjalne spotkania w Rathausie. Wszystko niczym z amerykańskiego oleodruku.

Nie mniej pięknej opowieści wysłuchałem o początkach kariery Agaty. O jej  pierwszych występach w warszawskiej Szkole Teatralnej, kiedy to rektor Englert z dziekan Górską na pierwszym roku z trudem tolerowali wślizgującego się na otwarte (raczej jednak dla studentów niż rodziców) tzw. egzaminy ze scen aktorskich – zakochanego w występach córki prowincjonalnego profesora. Aż tu, proszę, proszę… Gdy został premierem, gdy Akademia pojęła ile może zyskać dzięki wysokiej protekcji w osobie Szefa Rządu. Premier teatroman, toż to sen jak z Szekspira.

Nie omieszkałem rzecz jasna w tym momencie wtrącić opowieści o tym jak go próbowałem zaprosić, gdy mi się nieoczekiwanie Kalisz na Doliną Szwajcarską się zdesantował. Premier rzecz jasna nie mógł się nadziwić, że się o moim zaproszeniu nie dowiedział.  Twierdząc, a z wielkim odgrywał to przekonaniem,   że gdyby mu tylko powiedziano,  przybiegł by do mnie na skrzydłach…

” – Co czytasz książę ?     – ……………………………….”

Teresa Kamińska

Teresa Kamińska

Trzecim razem pytałem o horrendalne, według doniesień prasowych zarobki szefów kas chorych. Aż się oboje z Kamińską zaperzyli. Bzdura, nic podobnego. Szefowie kas chorych zarabiali po kilka tysięcy złotych. To wszystko medialne wymysły, któych w żaden sposób zdementować się nie dało. Decentralizacja zdaniem byłego premiera polegała na tym, że jego rząd faktycznie przekazał do województw, do samorządów znaczne środki, umożliwiając samodzielne dysponowanie nimi.

Buzek twierdził, że rząd Millera wstrzymując w szczególności reformę służby zdrowia przechwytuje środki, które miały być przekazane samorządom. W ten sposób dysponując nimi  z centrali będzie mógł pod koniec kadencji rzucić je na rynek wywołując przejściowy wzrost gospodarczy służący jedynie wygraniu kolejnej kadencji. Obawy prorektora Akademii Polonijnej okazały się płonne. Wzrost wygenerowany przez Millera ze smakiem Kaczyńscy przejedzą.

Lewicę zaś w pochodzie po wszechwładzę zatrzymał nie kto inny jak rzucający na szalę cały swój autorytet:  Adam Michnik chwytający za połę chałata Lwa Rywina. I o tym także pamiętać wypada.

Bo to był właśnie rok Lwa.  Jeżdżąc z Buzkiem do Częstochowy byłem już  dyrektorem działającego przy stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich Centrum Monitoringu Wolności Prasy. Te problemy też siłą rzeczy coraz mocniej mnie pochłaniały. W sumie odbyliśmy dwie i pół podróże. Jakieś rozmowy, pisanie, spotkanie z Księdzem Rektorem. Wreszcie  gotowy projekt,  jakieś mętne obietnice, a potem ot za trzecim razem zmieniły się nagle u stóp Panienki Częstochowskiej premiera plany. BOR-owski kierowca odwiózł mnie grzecznie na dworzec i tylem  Deputata widział.

Buzek Dostojny

Buzek Dostojny

Czy muszę dodawć, że nic z tego (przynajmniej dla mnie) nie wyszło. Że wykorzystano mnie bezczelnie nie płacąc złamanego grosza. Opracowana przeze mnie ulotka do dziś wisi w internecie, studia się toczą. Nie bardzo tylko wiadmo, kto je prowadzi i dla kogo. Mnie w kilka miesięcy po wykonaniu prac projektowych, gdzieś na wysokości września 2002 poinformowano, że się studenci nie zgłoszają, a więc i pracy nie będzie. O tej zainwestowanej w kwietniu  nikt przecież nie pamiętał.

Typowe polskie zachowanie prawicy. Podobnie wszak było z robionymi przez firmę „Kontakt” Mirka Chojeckiego kampaniami wyborczymi kolegów z opozycji, którzy po pierwsze, drugie i trzecie zobowiązań nie płacą. Tak więc ewentualnych chętnych do współpracy z przewodniczącym Parlamentu Europejskiego – ostrzegam.

Polityk  nie jest po to by płacić czy wypełniać zobowiązania. Nie nosi też w sobie treści. On wręcza obwoluty. Trzeba przyznać, że Jerzy Buzek ma dobre opakowania.

Zniknął z mego życia jak drobny hochsztapler. Oglądać go możemy – w Internecie. Przejrzałem go właśnie, by tekst ozdobić zdjęciami, których wszakże w trakcie wspólnych podróży nie miałem okazji zrobić. Zdjęć szefa parlamentu wiadomo – dostatek. Wspaniałe opakowania. Premier Piękny. Uczony zamyślony. Czasem Mężczyzna uroczy. Nie brak też zdjęć ukochanej córki Agaty. Niektóre nawet – bez opakowania. [1]

Naga prawda o przewodniczącym Parlamentu Europejskiego

Noblesse oblige ?

No cóż. Pewnie jestem staromodny. Może z innej epoki. A może z innego melodramatu. Tak sobie jednak myślę, że europejska klasa, ewangelicka wstrzemięźliwość, by o polskiej godności nie wspomnieć  z pornografią, nawet artystyczną nie idą w parze.

I proszę mi nie mówić, że ojciec nie odpowiada za dzieci. Mam dwie córki.

Emila & Kamila Kijowska

Emila & Kamila Kijowska

Pochlebiam sobie, że nie brzydsze od pięknej Agaty. I mówię to serio do nich i tym, którzy mnie czytają. Gdyby  swój proces wychowawczy zakończyły w podobny sposób szafując ciałem – uznałbym to za osobistą klęskę.  I nigdy nie zdecydowałbym sie po tym kandydować na stanowiska, które zajmować winni tylko ci co  potrafą dla innych świecić  przykładem.

Demaskujemy się wzajemnie. Unia Europejska  Berlusconiego od libacji i Buzka od rozebranej Agaty, który z Pielgrzyma na moich oczach przedzierzgnął się w małego naciągacza – sama sobie wystawia świadectwo.


[1] Naga prawda o Przewodniczącym Parlamentu Europejskiego

http://www.bloblo.pl/image/6496/oryginal/01927_Agata_Buzek_122_352lo.jpg

http://www.bloblo.pl/image/6497/oryginal/02065_Agata_Buzek_427_122_253lo.jpg

http://www.bloblo.pl/image/6498/oryginal/02066_Agata_Buzek_037_122_491lo.jpg http://www.bloblo.pl/image/6499/oryginal/02067_Agata_Buzek_241_122_188lo.jpg

Rozdz.LXXI – Olechowski, Piskorczycy, przekręty i dźwigi

środa, 2 wrzesień 2009

poprzedni pierwszy następny

Skończył się konkurs i tak naprawdę pozostały długi. Tylko faktowi, iż nagle otrzymałem dwie interesujące prace (Małgosi Bocheńskiej zawdzięczałem świetnie płatne wykłady w Wyższej Szkole Dziennikarstwa, a Joli Kessler-Chojeckiej po jej wyjeździe na placówkę do Berna stanowisko dyrektora Centrum Monitoringu Wolności Prasy)

Jolanta Kessler

Jolanta Kessler

– tylko więc tym dwóm posadom zawdzięczałem fakt, że udało mi się przeżyć i stopniowo popłacić większość zobowiązań. Większość powiadam, bo po dziś dzień ciągną się za mną pewne w tamtych czasach powstałe zaległości. Na szczęście jednak nie wobec osób fizycznych lecz skarbu państwa, telekomunikacji, energii.

Nie tylko więc nie wyjechałem z X ogródka nową bryką, lecz – abstrahując od faktu, że jakoś utrzymałem rodzinę, opłaciłem szkołę córeczek, ich pobyt na wsi – trzeba

było jeszcze spore pieniądze do tego szaleństwa dołożyć. Musiałem się też naupokarzać.


Rozdz. LXVI – Wśród przyjaciół Moskali

wtorek, 25 sierpień 2009

poprzedni pierwszy następny

Urbański jednak dobiegł … acz po miesiącu. I załapał się na wieczór przyjaźni polsko – rosyjskiej.  Jeszcze  wiosną otrzymałem tajemniczego meila z rosyjskiej miejscowowści Ivanovo z propozycją zagrania adaptacji słynnych „Oświadczyn” Czechowa nazwanych przez artystów teatru „Ptak” – Pasje pod brzozami.

Sergiei Shawarinsky (Iwana Wasiliewicz Łomow),  Viktor Łobaczow), (Stiepan Stiepanowicz Czubukow), Tatiana Griszanina – Shawarinska (Natali Stiepanowna Czubukow)

Sergiei Shawarinsky (Iwan Wasiliewicz Łomow), Viktor Łobaczow (Stiepan Stiepanowicz Czubukow), Tatiana Griszanina – Shawarinska (Natalia Stiepanowna Czubukow)

„Oświadczyny”, przypomnę to ten słynny żart sceniczny (nb. bardzo często grany jako egzamin w ramach scen na II, III roku w szkołach teatralnych)  – historia nieporozumień, można powiedzieć komedia omyłek, w której nad realizacją marzenia Ojca – Stiepan Stiepanowicza Czubukowa (Viktor Łobaczow) o małżeństwie Natali Stiepanowny Czubukowej – tu zagrała ją   Tatiana Griszanina – Shawarinska,  triumfuje (pozornie jednak tylko) małastkowość, zawziętość, krótkowzroczność.

Teatr Ptak z Ivanova - "Oświadczyny" Czechowa

Teatr Ptak z Ivanova - "Oświadczyny" Czechowa

Iwan Wasiliewicz Łomow w wykonaniu i reżyserii Sergieia Shawarinsky’ego [  Шаваринский Сергей ]  nie był nareszcie żałosnym parafialnym patafianem. Lecz wesołym, autoironicznym, niezręcznym nieco – marzycielem. Był taki, jakim okazał się Siergiei. Aktor, reżyser, choreograf. Ich „wołowe łączki” jak lubię nazywać tę sztukę nie były nadto charakterystczne, były lekkie i romantyczne. Gdy w końcu po drugim sporze ( pierwszy był o własność wołowych łączek, drugi o ułożenie psa myśliwskiego) dochodzi do ożenku to nie jest zwycięstwo kołtunerii lecz życia: Hу, начинается семейное счастье! Шампанского!  – w niezapomniany sposób podsumuje komedię Viktor Łobaczow grający Чубуковa.

„Pasje pod brzozami” bo tak artyści z Ivanowa nazwali ten spektakl ukazywały to, co naprawdę tkwi w jednoaktówce Czechowa: miłość i szacunek do tych ludzi, którzy spędzą życie jak spędzą. Ale najlepiej jak im na to świat pozwoli.  Którzy – zrobią z Ivanova Hollywood, objadą świat na rowerze, zasadzą prawdziwe podmoskiewskie brzozy w centralnym parku Warszawy, pod którymi będą pić piwo ( i   także coś z piętnaście razy mocniejszego) śpiewając z grającym na gitarze ministrem rządu Jerzego Buzka i Kościelnym z  serialu Plebania – Beatlesów, Młynarskiego i Okudżawę!.

Przyjaciele Moskale

Przyjaciele Moskale

Tak było ! Wydawało mi się do tego wieczoru, że jestem barwny, a może i pomysłowy. Ale fantazja Siergieja przeszła najśmielsze oczekiwania. Wtedy w 2001 roku pojawili się w Warszawie na moim pikniku pod ambasadami. Przyjechali w sumie na tydzień. Przedzierali się autobusami i pociągami osobowymi. Podbili wszystkich. Nagrodę Wielką Ogródkową ( 9  tys. zł wypłacałem im w dolarach, a wielkie to były dla nich pieniądze) nagrodę tę otrzymali „Za świetne aktorstwo, precyzję, lekkość, dowcip, inscenizację oraz kreacyjne wykorzystanie muzyki do tekstów Czechowa.”. Przedtem prośbą, groźbą i najłagodniejszą perswazją zmusili mnie bym objechał okołowarszawskie szkółki leśne bo jak „pod bieriozkami” to Pod Brzozami – wychowani na Konstantego Stanisławskiego „twórczym procesie przeżywania” nie wyobrażali sobie gry na świeżym powietrzu bez prawdziwych podmoskiewskich brzózek.

Teatr jest  Światem

Teatr jest Światem

– Przywiążą się do mnie. Za rok Tania i Sergiej ( przed 11 KTO) – pojawią się w Warszawie w czerwcu. Tania gonić tu będzie Sergieja, który jakby nigdy nic wyjechawszy z końcem  kwietnia ze swojego odległego 300 km na  pólnoc od Moskwy Ivanowa dotarł na rowerze w połowie czerwca do Warszawy jako „Wędrujący Aktor”.

Aktorami - Ludzie.

Ludzie - aktorami...

Rozdz. LXVII – Wędrujący aktor

CDN

Rozdz. LXV – O Kaliszu, Buzku i Bluszczu z Legnicy

niedziela, 23 sierpień 2009

poprzedni pierwszy następny


Nie zapomnę tego ranka na Długiej, gdzie spędzałem samotnie lato. Nagle dzwoni telefon.

– Czy to pan Kijowski ?,  pyta głos w słuchawce.

–  Czym mogę służyć ?, odpowiadam  przytomniejąc (pora była tak bardziej urzędnicza, parę minut po ósmej – pewnie już od czterech godzin spałem…).

My tu wiecie, dzwonimy do Was z Zarządu Warszawskiego SLD w sprawie spotkania ministra Kalisza z młodzieżą w Dolinie Szwajcarskiej. Przytkało mnie.  Jeszcze nie wiem czy to sen czy mara przypominająca czasy, gdym w latach 70 tych wybrał sie raz z polecenia mego promotora Krzemienia do budynku KW przy Chopina, a tam mnie Towarzyszem tytułowano.

Jakie spotkanie, pytam, o której ?

– O siódmej wieczorem, słyszę w słuchawce.


Rozdz. LXIV – Trudna Rocznica

sobota, 22 sierpień 2009

poprzedni pierwszy następny

Małżonkowie wiedzą, że to trudna rocznica. Okrągła, jeszcze młoda, a już zębem czasu kąsana. Po siedmiu latach należy wszystko zmienić, po dziesięciu ocenić czy to na coś się  zdało. Po siedmiu latach powiedziałem sobie – Dolina Szwajcarska! Powiedziałem Letni Festiwal Ludów Europy na wolnym powietrzu w Warszawie.

Ogłosiłem również ideę teatru będącego miejscem spotkania.


Rozdz. LXI -Firma czyli Królikiewicz

poniedziałek, 17 sierpień 2009

poprzedni pierwszy następny

Jest  taki film o mafii. Nazywa się „Firma”. Opowiada jak swoje macki układ rozpościera. Do kogo się zwraca. Więc przede wszystkim szuka ludzi skromnych, raczej introwertyków, niż ekstrawertyków najlepiej  obciążonych rodziną, ale bez zaplecza familijnego,klasowego, terytorialnego.

Tom Cruise w filmie "Firma" (1993)

Tom Cruise w filmie "Firma" (1993)

Rozumie to świetnie każda władza.