Michnika poznałem, gdzieś około ’71 roku. Wyszedł z więzienia i został sekretarzem Antoniego Słonimskiego.
W niedzielę na obiady chodziło się do SPATiFu. Bywaliśmy tam z Ojcem, czasami i pamiętam ten stolik pod ścianą, przy którym zasiadał Szczupły Przechodzień w otoczeniu Alinki Lorenzówny ( dziś profesor Kowalczykowej) i Adasia Michnika w nienagannie przybrudzonym podkoszulku.
– Witaj Antoni, co dobrego, kłaniał się wytwornie Ojciec.
– Ot, karmię personel, odpowiadał poeta.
– Czym mogę panu służyć: kelner w palcem w zupie prezentował SPOŁEM-owski szyk,
– ku…ku..ku.. męczył się warszawski Demostenes,
– Tak, tak Adasiu, zamówimy kuropatwę, dobrotliwie kończył zamówienie pan Antoni.
Adam poznał mnie z Mirkiem Chojeckim, wiedząc, że po pierwszym ślubie dysponuję na Nowomiejskiej mieszkaniem udostępnionym mi przez osiadających już w Paryżu Marię i Kazimierza Brandysów.
Założyliśmy tam skład i introligatornię.