Wpisy otagowane ‘Ojciec (a.kijowski)’

Rozdz. XCV – Zosia Kucówna – czyli Przyjaciele

wtorek, 10 listopad 2009

poprzedni pierwszy następny

Zosia Kucówna – czyli Przyjaciele, Opis obyczajów…r. XCV

Zgłoszeń nie brakowało. I pieniędzy było nie mało. Nawet sporo. Nie tyle jednak co przed rokiem, który po szaleństwie codziennych imprez X KTO –  pozostawił mnie z długami, a do Doliny i tak żadnego nie przyciągnął inwestora. No i środki te jak zwykle pojawiły się strasznie późno. Były też ściśle ukierunkowane. Ani koszta obsługi księgowej, ani lokalu, telefonu, wszystkich mediów czy biura nie mogły być z  dotacji pokrywane. Nie wspomnę już o własnej płacy. Gdyż po raz kolejny straciwszy posadę i ja i moje dzieci powinniśmy się znaleźć na pełnym utrzymaniu ogródka.

O powtórzeniu permanentnych letnich zdarzeń nie mogło już być mowy. Krzysztof Marszałek uzależniał zaś dotację od powrotu do  wyremontowanego przezeń (czyli ze środków Gminy Centrum) – Lapidarium. Po raz kolejny trzeba więc było szukać nowej formuły festiwalu.  Festiwalu, który w swych początkach stał siłą mediów i autorytetem jury. Media w odwrocie. Autorytety – też coraz bardziej podejrzane.

Nigdy nie wyartykułowałem mojej prestensji. Zawodu. Może nadwrażliwości – nie wiem. Kiedy jednak po VII KTO na Mariensztacie opuściło mnie całe jury pod wodzą Cywińskiej ( która jednak wraz z Maciejem Wojtyszko nadal firmowała moją Fundację), okazało się, że w szczególności wybitniejsi młodsi aktorzy nie byli już do zdobycia na cały sezon w każdy letni poniedziałek. Powód był prosty – zwiększyła się oferta serialowa często latem kręconych polskich telenowel. Musiałem więc zwrócić się do starszych – z moszczącą się właśnie w Akademii Teatralnej, a znaną od lat Zosią Kucówną na czele. Do Jury zaprosiłem też Barbarę Borys- Damięcką.

D.Wyżyńska, (K.Marszałek), B.Bors-Damięcka, (Z.Kucówna), A.Kilian

D.Wyżyńska, (K.Marszałek), B.Borys-Damięcka, (Z.Kucówna), A.Kilian

Zaproszenie Basi było – nie ma co kryć – aktem swoistego konformizmu z mojej strony. Odejście Jury z Cywińską, Malajkatem, Konicem, Sieradzkim, Wojtyszką po Mariensztacie, było znakiem, że niepostrzeżenie nawet dla samego siebie zacząłem się oddalać się od „naszej” elitarnej, kultury  „wybiórczej” . VII KTO na Mariensztacie biło rekordy frekwencji, jednak stracił charakter azylu dla wtajemniczonych. Jeszcze nie do końca to sobie uświadamiając zaczynałem wszak poszukiwania organicznie obcej powojennym elitom z partyjnego przydziału (choćby praw do zameldowania w Warszawie) –  autentycznej, dalekiej „klerkom” i „dark roomom” autentycznej inteligencji polskiej.

Elitom z Krakowskiego Przedmieścia, które mnie dotąd wspierały przestało się zatem podobać i  to miejsce i festynowa aura, jaka tam zaczynała się  tworzyć.

Mnie zaś nie spodobał się triumf SLD wracającego z Markiem Rasińskim do władzy. Był to jednak triumf demokratyczny. A, że właśnie „demokratycznie” ( jakby powiedział Wałęsa) podziękowawszy Damięckiej za służbę w TV ofiarowano jej teraz bliski Dolinie Szwajcarskiej „Teatr Syrena” więc i ja “demokratycznie” zaryzykowałem się z nią zbratać.

Współpraca z Basią była formą wyciągnięcia ręki z mojej strony ponad środowiskowe podziały. I wyciągnięcia jej po wsparcie. Wsparcie wszelakie: osobiste, ekonomiczne, organizacyjne. Tylko to pierwsze otrzymałem. Na jakąkolwiek inną pomoc nie mogłem już liczyć. Ale też nadmiernych złudzeń nie miałem.

Zosia i mój Kali w maju 1973 w Domu Aktora w Skolimowie

Zosia i mój Kali w maju 1973 w Domu Aktora w Skolimowie

Co innego Zośka, którą znałem lat trzydzieści bez mała.  Zosia ciepła, wrażliwa, domowa. Widzę ją wśród włóczek w ich mieszkaniu w Alei I Armii LWP, dziś znowu aleją Szucha nazwanej. To było w roku ’73, roku mojej matury, inicjacji, zdawaniu do Szkoły Teatralnej. Mieszkanie przy Szucha, w którym mieszkała ze swym ówczesnym mężem i dyrektorem – Adamem Hanuszkiewiczem było ogromne.

Pozyskali je jakoś za wczesnego Gierka. W tym samym czasie Senior sprowadził w bonach dolarowych nagrodę Jurzykowskiego, która umożliwiła rodzicom zmienić mieszkanie przy Armii Ludowej na apartamencik przy Jaworzyńskiej.

Wszyscy się urządzali: Hanuszkiewiczowie przeprowadzali się ze skromnej kawalerki na Solcu na wspomniane Salony przy Szucha. Zaprzyjaźnieni z nimi, a i coraz bardziej z moimi rodzicami Jarek Marek i Ewa Rymkiewiczowa przyjmująca w Narodowym pod komendą J.S.Sito stanowisko sekretarza literackiego wili sobie gniazdko na Podwalu po przenosinach z Łodzi.

Tak zapamiętałem te moje szesnastoletnie czasy gierkowskiej prosperity. Rysowanie planów mieszkań. Wizyty w „Desie” na Staromiejskim Rynku. Przeprowadzki i remonty wykonywane siłami rzemieślników Teatru Narodowego. Pan Modzelewski – tapicer obijał ściany materiałami, Dobroński szył garnitury. Cóż, bawili się, dorabiali, cieszyli. Choć z zupełnie innych źródeł płynęły ich dochody. Hanuszkiewiczowie dostawali wszystko za lojalność wobec czerwonych. Seniora wspierał Zachód za to, że godnie trwał w oporze. Czuło się jednak w latach siedemdziesiątych zmianę atmosfery. Czuło narastającą potrzebę solidarności.

Pewnie dlatego Senior, któremu nie było wolno po marcu 68 roku publikować pod nazwiskiem zdecydował się podać rękę Adamowi, a przeto i jego w końcu poślubionej ( po rozwodzie z Rysiówną) Zosi Kucównie. Uczynił to pod  czytelnym dla całego środowiska pseudonimem „Dedal” publikując w „Twórczości” pochlebną i zdejmującą z Hanuszkiewicza odium kolaboranta, recenzję z Kordiana, w którym Kucia zagrała z Andrzejem Nardellim Laurę. [1]

Adam Hanuszkiewicz - Skolimów 1973

Adam Hanuszkiewicz – Skolimów 1973

Andrzej Kijowski Senior - 1973 ( Skolimów)

Andrzej Kijowski Senior – 1973 ( Skolimów)

Wyglądało to na przyjaźń. Nawet na opiekę. Dowiedziawszy, że matka moja pragnąc wyjechać do ojca do Stanów ,w momencie, gdy ja miałem zdawać maturę za nic nie chce samotnie pozostawić mnie w mieszkaniu, zaś ja się młodzieńczo buntuję przed pomysłami pozostawienia mnie – już pełnoletniego –pod opieką lekko już zesklerociałej babci: Zosia i Adam ofiarowali moim rodzicom i mnie bym przeniósł się do nich i skończył szkołę pod ich opieką. Skusiła mnie ta oferta. Lubiłem ich oboje, a ponadto byli to bardzo znani i ciekawi ludzie.

Zosia wprawdzie najwięcej czasu zawsze spędzała z kobietami: panią Anną Orłowska, którą poznała śledząc losy Heleny Poświatowskiej, koleżankami z teatru, młodymi dziewczętami z Agatką Tuszyńską na czele. Ale wydawało mi się, że i dla mnie ma trochę uwagi. Uważnie obserwowała moje stosunki z rodzicami. Szczególnie napięte od zawsze relacje z matką.

Co się stało potem ? Dotyczy to Zosi, Julci Hartwig, Rymkiewiczów. Wszyscy poodsuwali się po wczesnej śmierci Seniora ( w ’85 roku nie miał 57 lat!) od mojej matki. Temu się nie dziwię. Ale to odium, a może i wieść o naszych coraz gorszych stosunkach przeniosła się w jakiejś mierze na mnie. Pozbawiony świadomie przez uciekających z Krakowa rodziców krewnych,  skazany na zastępczą rodzinę tych: Międzyrzeckich, Rymkiewiczów, Kazimierzów Brandysów, jeszcze Herbertów no i Hanuszkiewiczów – zostałem po śmierci Ojca osierocony i … jakoś naznaczony. Czułem jak odsuwają się ode mnie.

Od czegoś więcej ? – Od mojej wiedzy ? Pamięci siły Ojcowskiej diagnozy ? – Nie wiem. Wiem, że w każdej próbie publicznego zaistnienia po roku ‘89 czułem się odosobniony. W oczach ludzi, których szanowałem z  Kucówną na czele dostrzegałem, co najwyżej obojętność lub – tak nieprzyjemnie po niefortunnym występie Strzałów z Aurory – zademonstrowaną przez  Zośkę  – dezaprobatę.

Pierwszy raz –  poszło o werdykt. Powiedzmy: nie do końca przemyślany. Panie (Kucówna, Borys-Damięcka, Wyżyńska przy cichym udziale Adama Kiliana) postanowiły bowiem nagrodzić Małą Ogródkową Nagrodą Teatralną – 5 tys. zł warszawski kabaret „Strzały z Aurory” za spektakl „Kompendium wiedzy ogólnej z zakresu kabaretu amatorskiego” według tekstu i w reżyserii Tomasza Jachimka.

Jury z Kucówną

D.Wyżyńska, B.Borys-Damięcka, Z.Kucówna, A.Kilian, oraz niżej M. Bocheńska z córka Majką po jej prawej

Spektakl jak uzasadniano:  przygotowany przez – jak sami o sobie mówią – „kabaret amatorski” zagrano z wdziękiem, świeżością i autoironią. „Strzały z Aurory” w swoim skromnym, acz nie pozbawionym poczucia humoru przedstawieniu, poszukiwały odpowiedzi na pytanie: co to jest kabaret”. Mówiąc szczerze troszkę mnie ten werdykt zdziwił, bo kabaret średniawy ( jak się z czasem okazało dostosowany do poziomu późniejszych widzów TVN-owskiego „Szkła Kontaktowego), ale skoro tak, to zaprosiłem ich do finału prosząc by w tym dniu uroczystym, w którym nie było już czasu na powtórzenie nagrodzonego spektaklu, przygotowali jakiś skrót. Taki “The best of…Aurora”. – W sumie Jachimek i jego koledzy zaprezentowali po prostu nowy dużo słabszy program i niestety wybór ten odsłonił średniość gustu kolegi Jachimka i jego kompanów. Wyszło marnie w finale. Reakcja Kucówny z Damięcką w tle przekroczyła jednak znacznie granice dobrych tetralnych obyczajów. Zamiast skomentować to drobne w końcu nieporozumienie z cicha – wywaliły publiczną kupę. Kucówna powiedziała coś przy wręczaniu nagród i do telewizji. Damięcka dowaliła mi w Wyborczej: “Wystąpił również laureat Małej Nagrody Ogródkowej – kabaret Strzały z Aurory, który zaprezentował zupełnie inny program niż ten nagrodzony przez jury.

– Żałuję, że organizator zgodził się na inny program koncertu laureatów. Nie nagrodzilibyśmy dzisiejszego przedstawienia – skomentowała Barbara Borys-Damięcka”. [Gazeta Stołeczna z dnia 2000/08/29, str. 3].

No ale po Borys-Damięckiej, czystej SLD-ówce (dziś Senator  PO), członkini komitetu wyborczego Kwaśniewskiego, osobie która tworzyła TVPOLONIĘ jako odpowiedź na moją POLONIĘ 1 – lojalności nigdy się nie spodziewałem.

Co się jednak tej Zosi stało? Taka była niegdyś serdeczna, prosta, kochana. Świetna aktorka, choć dziś – jako, że od czasu jeszcze PRLowskich “Dziewcząt z Nowolipek” (Bronka) – nie występuje w kinie ani w serialach – nieco mniej już pamiętana. Zafunkcjonowała jednak, po rozstaniu z Adamem Hanuszkiewiczem bestsellerowymi książkami: Zatrzymać czas (1990), Zdarzenia potoczne (1994), Zapach szminki (2000).

Dość trudno było mi ją namówić do udziału w jury i przez cały czas naszych kontaktów ciążyło na nich jakieś napięcie. W ogóle, odkąd na początku mijającego 15 lecia wymknąłem się ze Szkoły Teatralnej, pozwoliłem utożsamić z „Tygodnikiem Solidarność” Kaczyńskich, potem telewizją Grauso i Chojeckiego, czułem na sobie spojrzenie niechęci. Szczególnie większości dawnych przyjaciół mego nieżyjącego od ’85 roku ojca. Jakbym naruszał jakiś niepisany zakaz chcąc czegoś więcej niż możliwości pisania ( bez prawa do etatu) w „Dialogu” czy „Twórczości”, wygłaszania felietonów kulturalnych w Radio, czy wykładaniu estetyki teatru w Szkole Teatralnej.

W oczach Adama Michnika, Julii Hartwig, Zosi Kucówny dostrzegałem jakąś dezaprobatę dla mojej aktywności. Dla tego samozwańczego pragnienia bycia ważnym. Spełnienia się poprzez bycie wśród ludzi, poprzez poszukiwanie takich, którym okażę się potrzebny, którzy i mnie dostarczą tego poczucia, którym tak szczyci się  Zosia – dowartościowania.

Czy nie chodzi przypadkiem o to, kto nas dowartościowuje i pod jakimi warunkami ?

Zofia Kucówna

Zofia Kucówna

Zofia  Kucówna  – co by nie mówić to wszakże (abstrahując od talentu) pieszczoszka komunistycznych propagandystów. Laureatka „Złotego Ekranu” za rok 1968 i 1969 –  nagrody przyznawanej przez zdecydownie moczarowskie pismo “Ekran”. W tym samym,  1969 – Nagrody Komitetu ds. Radia i Telewizji za twórczość radiową i telewizyjną za rok 1968. W 1970 – Odznaczona Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. W 1971 otrzymała – Nagrodę Ministra Kultury i Sztuki za twórczość artystyczną, II stopnia za osiągnięcia aktorskie w teatrze oraz teatrze telewizji. W 1974 – Nagrodę  Komitetu ds. Radia i Telewizji za rolę w „Opowieściach mojej żony”, w 1974 –  nagrodę m. st. Warszawy. W 1975 – Odznaczenie – medal 30-lecia. W 1977 – Odznaczenie: „Za zasługi dla Warszawy”. W 1978 Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski. Wreszcie w 1998 – otrzymała z rąk Aleksandra Kwaśniewskiego tytuł naukowy profesora, a także – z tych samych, nagradzających całem swe zaplecze polityczne rąk –  Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski. Żeby nie pomylić skali  – nie są to apanaże ani Mai Komorowskiej,  ani Haliny Mikołajskiej…

Czyżby więc stale była między nami jakaś nieoznaczona granica ? Zbliżano się do mnie, gdy wydawało się, że tacy jak ja zaczną coś znaczyć w Polsce. Wskazywano drzwi, gdy po raz kolejny pragmatyzm tak przez Jarosława Kaczyńskiego – może najdelikatniej nazwanych – “łże elit” triumfował. Gdy porozumiewano się ponad podziałami, a Komandoria przyznana Zosi w III RP  w roku 1998 roku przez słynnego ze swej towarzyskiej polityki orderowej Aleksandra Kwaśniewskiego, stawała się naturalną kontynuatorką: Krzyża Oficerskiego otrzymanego z rąk jakiegoś Tejchmy czy Jabłońskiego 20 lat wcześniej …

Po odejściu Kucówny z jury za gwiazdę w jubileuszowym X KTO robił już jedynie świeżo pozyskujący dzięki „Plebanii” telewizyjną popularność – Staszek Górka. Teraz, a nadchodzi konkurs XI – nawet Staszek był już zbyt zajęty by znaleźć czas na sędziowanie. Szukałem więc dalej.

CDN

Edyta Jungowska – czyli Vox Populi, Opis Obyczajów.. r. XCVI


[1] Kordian Dziecko, [w:] Rytuały Oglądania, Gdańsk 2005, s.322-327

Rozdz. XC – O obrotach sfer Wolszczana

sobota, 31 październik 2009

poprzedni pierwszy następny

Przecież ja jestem w czepku urodzony. Naprawdę ! Wyszedłem ponoć z łona po wielogodzinnej walce około czwartej po południu owity w tę nienaruszoną,  fartowną błonę. Więc się nie lękam, jak prosił Angello i nie mam zamiaru narzekać. I tak wiem, że dał mi Bóg zdrowie, wiele wskazuje na to, że przeżyję Seniora, od którego momentu odejścia jestem już młodszy ledwie 16 miesięcy. Nigdy nie wyjechałem z kraju „dla chleba” by dziś ciężko pracując na obczyźnie  pod nickami, pseudonimami spowiadać się z anonimowej nostalgii do kraju. Nie było mi dane zarobić jakiś ciężkich pieniędzy, które sprawiałyby dziś, że jak jedni „ustawieni” koledzy miałbym dziś brzuch dziesięć razy większy od głowy lub jak inni z wyciętą połową trzustki musiał robić za rządowy zderzak.


Rozdz. LXXXVI – Z Matką Teresą i Księciem Karolem – dziel i rządź!

wtorek, 20 październik 2009

poprzedni pierwszy następny

„A Teraz Konkretnie” zyskiwało renomę. Bez oporów zaproszenia przyjmowali tak aktualnie sprawujący urząd ministrowie jak Boni, wojewodowie jak Bohdan Jastrzębski

A.T.Kijowski z Bohdanem Jastrzębskim czy bohaterowie zasłużeni w budowaniu tego, co lubiłem okreslać mianem „młodej demokracji’. Odwiedzili mnie wszyscy nasi herosi przemian: Zbigniew Bujak i Leszek Balcerowicz czy Bronisław Geremek, a także „nasi” premierzy od Jana Krzysztofa Bieleckiego, poprzez Jana Olszewskiego, Hannę Suchocką na wspomnianym Tadeuszu Mazowieckim nie poprzestając.

ATK z Bronisławem Geremkiem
ATK z Bronisławem Geremkiem

Nie zauważyłem jak minął rok. Codziennie trzy newsy, trzy razy w tygodniu debata. Codziennie minimum trzy newsy. Zasadniczo wszyscy mieli robić wszystko. Nie było więc materiału jakiego bym nie robił. I – Miasto, i Ekonomia, i Kultura, nawet Sport, lecy jak już wspominałem – tylko ostatecznymi czasami. „Wiadomości Warszawskie” podzielone były na takie cztery, średnio pięcio minutowe bloki przedzielone reklamami. Gdy ustawa zabroniła wkładania reklam z takim natężeniem części dzieliliśmy znakomitymi muzycznymi videoklipami.

ATK & Jan Olszewski - A Teraz Konkretnie
ATK & Jan Olszewski – A Teraz Konkretnie

No a poza tym nikt nie bronił organizować debaty. Początkowo to były Rozmowy o Sztuce i Debata  Warszawska, odwiedzania przez artystów, urzędników, architektów. Ludzi tak związanych z Warszawą jak choćby Władysław Szpilman, z którym – nie znając jego życiorysu Pianisty przez lata jadałem obiady w Związku Literatów. Nawet z jego synem Andrzejem, dziś stomatologiem gdzieś w Niemczech zbieraliśmy się w latach siedemdziesiątych  do wspólnego  pisania piosenek. Miałem podpisywać się Dichter żeby się ze Szpilmanem komponowało. Odwiedziłem wtedy dom pana Władysława. Zrobił na mnie wrażenie fortepian i dedykacja Rubinsteina na fotografii.  potem od ojca usłyszałem, że to  autor stalinowskich szlagierów  i koniunkuralista ale  także przyzwoity kameralista grający z zespołem Kwintet Warszawski.

ATK z Władysławem Szpilmanem ( Pianistą)
ATK z Władysławem Szpilmanem ( Pianistą)

o Warszawkiej Operze Kameralnej z Ryszardem  Perytem, a o łażeniu po górach, ze świetnym alpinistą i  znakomitym historykiem, dziś członkiem Kolegium IPN-u – Andrzejem Paczkowskim.

A.T.Kijowski i  Ryszard Peryt

ATK z Ryszardem Perytem

Otwarte Studio poświęcane, a to miłośnikom zwierząt domowych, homeopatom, czy rowerzystom, strażakom lub tajemnicom Pałacu Kultury. Kilkadziesiąt powstało takich rozmów zatytułowanych „Kto pyta niech przyjdzie” – początkowo stricte lokalnych, z czasem stających się fragmentem ogólnopolskiego magazynu emitowanego w całej sieci „Polonia 1” zatytułowanego „Telewizja w Pokoju”.

Z dnia na dzień jednak coraz m


Rozdz. LXXXV – I Boni nas nie obroni – Po czemu telewizja wypada piratom

sobota, 17 październik 2009

poprzedni pierwszy następny

Tysiąc bez mała pięknych, swobodnych dni – minęło mi jak jeden. Wierzyłem w ludzi. Kochałem swój kraj. Dwa i pół roku żyłem w przekonaniu, że oto na białym koniu odbijamy wolność.



„A gdy konia już z chaty wywiedli”, gdy nadchodzi już „ksiądz z Panem Bogiem”, gdy przychodziło brnąć pieszo, błąkać się od podwórka do podwórka z teatralną trupą, gonić po Europie w poszukiwaniu czarodziejskich Ogrodów – długo, do dziś nie do końca jestem w stanie uwierzyć, żeśmy się pomylili, że jednak po raz kolejny zmarnowaliśmy, tracimy szansę:  tę małą – jaką była lokalna telewizja i tę wielką, którą zdawała się odzyskiwana godność przez wieki ciemiężonego narodu.

Jakie siły sprawiły, że same opowiadam dziś klęski ? Jakiej mocy potrzeba by przegrane bitwy w zwycięstwo odmienić ? Minionego czasu nic nie powróci, choć niemal wszyscy aktorzy mojej telewizyjnej sceny, większość z nich przynajmniej jest jeszcze w grze i czasem ze zdumieniem odkrywam, że w kolekcji próżności żadnej mi fotografii z przyszłymi premierami i niezgłoszonymi jeszcze kandydatami na prezydentów Najjaśniejszej RP ciągle nie brakuje.

Skoro zatem tak było, jeśli mimo oporu materii tyle publicznych osób indywidualnego udzielało naszej inicjatywie wsparcia – może nie wszystko stracone ? Może te moje „zadumy” skoro jeszcze nie na paryskim bruku pisane, dziś gdy nad naszą niepodległością nowe kłębią się chmury jakiemuś twórczemu działaniu posłużą? 11 grudnia 1981 w Sali Teatru Dramatycznego Senior tak mówił: „[…] Stan dzisiejszy polskich obyczajów i polskiego myślenia przypomina czasy saskie. Literatura musi zdobyć się na okrucieństwo takie do jakiego zdolni byli pisarze, którzy wówczas postawili narodowi zwierciadło przed oczy. I zdołali go tym wizerunkiem przerazić. […] model reformatorski, model literaturu zygmuntowskiej i stanisławowskiej czeka dziś na spełnienie w literaturze współczesnej, która powinna znaleźć w sobie siłę Modrzewskiego i Skargi i Konarskiego, Reja i Kitowicza aby poddać krytyce nie tylko sposób rządzenia Polakami lecz sposób życia i myślenia Polaków”.

W 1992 roku nie mieliśmy problemu z władzą. Co najwyżej sami ze sobą. U steru państwa był rząd Suchockiej. Nie była to już wprawdzie działaczka opozycji jak Tadeusz Mazowiecki, Jan Krzysztof Bielecki czy Jan Olszewski – ale mimo stażu w Stronnictwie Demokratycznym o agenturalność posądzać ją było nie sposób. Wkrótce zresztą po ujawnieniu kolejnych list: Macierewicza, Milczanowskiego, Wildsteina, wreszcie Raportu WSI okaże się, że ci, którzy prezentowali się jako arbitrzy elegancji politycznej jak np. Andrzeje Szczypiorski czy Drawicz mieli życiorysy bardziej od niejednego ‘komucha’ delikatnie mówiąc – skomplikowane.

Tak dziś powiem, choć wypowiadam to z podobną nadzieją na „błądzenie” jak wtedy gdy kasandryczne dla naszej niepodległości wizje głoszę. Tak dziś mówię, bo coraz więcej wiemy, a mnie (czemu już parokroć dawałem wyraz) bardziej od Wildsteina, co do autentyczności tych wszystkich „kwitów” dopiero Michał Boni i to w piętnaście lat później przekonał.

I nie dlatego, że zbładził czy, że się przestraszył. To można było wybaczyć. Lecz dlatego, że nie poczuł skruchy. Piętnaście lat kłamał, a gdy się już nie dało: dla kontynuacji kariery, dla możliwości wyprzedania resztki majątku polskich szpitali, stoczni i mediów publicznych  w Rządzie Zdrady NarodowejKorupcji  już ostatecznie po dymisji szefa  CBA przez premiera Tuska zalegalizowanej, nie zawahał się uwiarygodnić wszystkich jakże nieestetycznych zdawało się wtedy gestów Macierewicza, histerycznych jak sądziłem zawołań Jana Olszewskiego.

ATK - Michał Boni 18.VI.1883
ATK – Michał Boni 18.VI.1993

Rozmawiałem z Bonim w telewizji jako jednym z pierwszych. Kiedy się pierwszy raz natknąłem ? Chyba dopiero na pololnistyce, gdzie studiował w jednej z ościennych grup. Razem chodziliśmy do mgr Witort na łacinę. Michał do klasyki miał spory talent i pamiętam, że chętnie pomagał mi w tłumaczeniach. Na początku wszyscy żyliśmy teatrem. Michał oglądał naszego Metora, a potem całe towarzystwo wciągnęło nas (to znaczy Andrzeja Urbańskiego i mnie) do realizacji Andrzejewskiego Bram Raju. Próby pamiętam odbywały się w nieotynkowanym budynku ekonomii na Długiej albo w akademiku na Lewartowskiego. Urbański szybko się wycofał, do premiery i tak nie doszło. Za to dyskusje były potężne.

Boni szybko otrzymał propozycję asystentury, co powstrzymało go przed podpisaniem listu w sprawie Pyjasa. Podpis na nim był swoistym testem odwagi i opowiedzenia się po stronie opozycji.  W opozycję byłem już wówczas zaangażowany współpracując z KORem. Wciągałem osoby godne zaufania. Choćby Marka Karpińskiego, który te podpisy zbierał. Asystentura synowi dysydenta marzącemu o reżyserii też nie groziła – list więc  podpisałbym bez wahania. Tylko – że jakoś tenże Karpiński po mój podpis się nie zgłosił. Nie wiem czemu. Tym trudniej jednak potępiać mi Miśka, że wówczas odmówił. Nie poszedł przecież  tak ostro jak, późniejszy emigrant i moralny autorytet Krzysztof Rutkowski, autor „Paryskich Pasaży”: „Szef”, zwany tak ze względu na fakt, że przewodniczył Kołu Polonistów – stał się wszak bodaj w 75 roku jednym z ostatnich nabytków PZPRowskich na tym wydziale.


Rozdz. LXXX – Piotr Wierzbicki i „Nowy Świat”

poniedziałek, 14 wrzesień 2009

poprzedni pierwszy następny

Śmiałek nieśmiały

Pan Piotr jest chyba człowiekiem nieśmiałym. Raczej milczącym, zdystansowanym, ironicznym. Pisał felietony w „Literaturze” Gustawa Gottesmana, w której debiutowałem, potem w „Tygodniku Powszechnym”. W „Tygodniku Solidarność”  zdaje się formalnie pracował w moim dziale lecz jego głównym zadaniem było pisanie felietonu na ostatnią stroną.  Pozyskanie przeze mnie dla już post-kaczego Tygodnika Herberta odbiło się na tyle dużym echem, że Wierzbicki, który do wylewnych nie należy na kolegium publicznie mi gratulował. A do mnie:  autorzy walili drzwiami i oknami. Każdy chciał mieć ze mną wywiad niezależnie od tego czy mieszkał w kraju czy za granicą. Z Paryża nadciągali reemigranci. Zrobiłem

Mirosław Chojecki w Paryżu - 1984

Mirosław Chojecki w Paryżu - 1984

wielką rozmowę z mieszkającym jeszcze w Paryżu Mirosławem Chojeckim, którego pozycja naonczas porównywalna mogła być tylko do roli Michnika. Ba – zdawał się nawet ważniejszy. Michnik to była tylko prasa. Chojecki wracał z Paryża z projektem Niezależnej Telewizji Polskiej, antenami satelitarnymi. Istną wieżę Babel ustawi wnet na Wiejskiej w  „Czytelniku” z monitorów Thompsona. A więc Chojecki i odwiedzająca Polskę rosyjska dysydencka poetka Natalia Gorbaniewska,

Natalia Gorbaniewska

Natalia Gorbaniewska


Rozdz. LXXIX – Gelberg z TySol-u czyli – polowanie na łosia.

sobota, 12 wrzesień 2009

poprzedni pierwszy następny

Ukazanie się mojego  wywiadu z Herbertem stanowiło swoisty w ’91 roku przełom.  Przez moment znów wydawało się możliwe jakieś nowe pogodzenie elit. Dziś po  próbie zawłaszczenia osoby Poety przez ekipę „Tygodnik Solidarność” Gelberga trudno odpowiedzieć na pytanie co by było gdyby. Gdyby np. nie ukazał się ten skojarzony trwalej z Tygodnikiem Solidarność, a przeprowadzonyw ’94 roku, kiedy już po mnie w redakcji nie zostało śladu wywiad zatytułowany  „Pojedynki Pana Cogito”. Wywiad który obrócił przeciw Poecie środowisko Gazety Wyborczej i sprawił, że wszyscy „gęgacze” od Michnika po Tomka Jastruna odwrócili się od Pana Zbyszka. Czy wtedy miast autorki  wiersza o Stalinie laureatem Nagrody Nobla zostałby ten, kto w owy czasie wybrał dumne milczenie?  Cokolwiek powiem dalej niech będzie wyraźnie powiedziane, że odpowiedzialność za policzek wymierzony polskiej literaturze, za antynarodowy lobbing który sprawił , że w miejsce Poety Tysiąclecia  wprowadzono do  Literackiego Panteonu Literatury –  Autorkę Kilku Szlagierów-  nie spoczywa na tych, co pozwolili poecie mówić.

Pierwszy raz odezwał się Herbert w moim Tygodniku. I trzeba było widzieć tę ulgę –  tę radość w jego oczach, gdy przeszedłszy nad stekiem doraźnych, a czasem  krzywdzących opinii wydobywałem to co w jego słowach ponadczasowe.

Pominąłem pretensje do Kazia Brandysa, napaści na Miłosza, o którym raz czule to znów pogardliwie odzywa się poeta, oceny Konwickiego równie mało wstrzemięźliwe. Pominąłem bo znam poetę od dziecka, a literaturę wyssawszy z krwi Ojca wiem, że sformułowanie, którym się autor przez moment napawa to jeszcze nie pisarstwo.

CDN


Rozdz.XXVIII – Powroty Zbigniewa Herberta czyli Media własne nasze

piątek, 11 wrzesień 2009

poprzedni pierwszy następny

W całej tej awanturze o media, która od początku nowego tysiąclecia  się  toczy – czy pamięta ktoś jeszcze co znaczy to słowo ? Media – czyli pośrednik, przekaźnik, obiektywny obserwator. Chyba od czasu, kiedy to po wyrwaniu telewizji z rąk Jerzego Urbana i mianowaniu Prezesem radiokomitetu śp. Andrzeja Drawicza – „Gazeta Wyborcza” triumfalnie obwieściła, że już i  Telewizja Nasza  – od tej chwili nikt w istocie nie myślał o bezwarunkowej wolności mediów. Media nie miały być wolne – miały pozostać  n a s z e.

Nasze… – tylko, że nas zabrakło !

Czy lepiej by było, gdybyśmy byli !? – Dobre pytanie. I jednoznacznie negatywna moja na to pytanie odpowiedź. Bóg łaskaw, że Nas nie ma. Kto bowiem znalazłby siłę dziś by walczyć z nami!? Z podporządkowanymi jednej opcji politycznej mediami. Z naszą telewizją, naszą prasą, radiem i naszymi na rozprzestrzenianie multipleksu zakusami. Kto walczyłby z nami, gdy wśród nas był cały łysiejący KOR, przyprószona siwizną ta pierwsza narodowo-wyzwoleńcza „Solidarność”, pampersi z brzuszkami, a pewnie co bardziej zasłużeni rzecznicy i propagandziści  PRL-u, którzy jak Marcin Święcicki,  Mariusz Walter, Andrzej Olechowski, a pewnie i Aleksander Kwaśniewski  też coraz bardziej byliby nasi – dzięki okrągłości Okrągłego Stołu.

A tak nie ma nas  – nie ma ani telewizji Chojeckiego, ani projektu Terleckiego, ani imperium Walendziaka. I po polsku: wszyscy konkurenci cieszyli się gdy jednych zamykała policja, inni nie dostawali koncesji, jeszcze inni bankrutowali.

Nas więc już nie ma: ani  jako środowiska ani jako któregokolwiek z przegranych, rozproszonych niepotrzebnie ze sobą konkurujących produktów medialnych. Niedobitki w rodzaju Leskiego czy niżej podpisanego kręcą się po blogerskich salonach…

Odradza się za to znowu Ich ( wpierw post PZPR-owska w wykonaniu Kwiatkowskiego, a dziś post WRON-ia z rekomendacji syna  Macieja Giertycha), za chwilę jeszcze jakaś inna – polityczna kontrola nad Telewizją Publiczną.

Jest Ich (to znaczy ludzi  środowiska gierkowskiej propagandy sukcesu ) wpływ w TVN Mariusza Waltera.

Są Ich (to znaczy pogrobowców i dziedziców ZSL-u)  wpływy w PolSat-cie zarządzanym dziś programowo przez Carycę TVP wszystkich reżimów  – Ninę Terentiew.


Rozdz.LXXIII – Rok Lwa czyli GTW

piątek, 4 wrzesień 2009

poprzedni pierwszy następny

Naważniejszym rokiem mego życia był niewątplwie rok 1981. Gdy się skończył 13 grudnia zaczął sie rok 1982 – bodaj najsmutniejszy. Udałem się wówczas pamiętam do funkcjonującego wciąż pod dyrekcją Hanuszkiewicza Teatru Narodowego na „Pana Tadeusza”. Zofia Kucówna mówiła wstęp do księgi XI. „O roku ów…”. Płakałem rzewnymi łzami. Tak rzewnymi, że od tego dnia po dziś: bywałem u dyrektorów Torończyka i Skotnickiego,  na zapleczu, we foyer, ba nawet produkowałem spektakl na Scenie Przy Wierzbowej. Ale progu Głównej Sali Teatru Narodowego – nie przekroczyłem. Jakoś się nie złożyło… Drugim takim czasem, drugą wiosną było opisywane tu 15 lecie, które zaczęło się po roku 1989 „dotąd lubią starzy o tobie bajać, dotąd pieśń o tobie marzy”. Kiedy zaczął się zmierzch ? Bodaj czy nie w równe dwadzieścia lat później. W roku 2002. Z rokiem Lwa.

Naważniejszym rokiem mego życia był niewątplwie rok 1981. Gdy się skończył 13 grudnia zaczął sie rok 1982 – bodaj najsmutniejszy. Udałem się wówczas pamiętam do funkcjonującego wciąż pod dyrekcją Hanuszkiewicza Teatru Narodowego na „Pana Tadeusza”. Zofia Kucówna mówiła wstęp do księgi XI. „O roku ów…”. Płakałem rzewnymi łzami. Tak rzewnymi, że od tego dnia po dziś: bywałem u dyrektorów Torończyka i Skotnickiego,  na zapleczu, we foyer, ba nawet produkowałem spektakl na Scenie Przy Wierzbowej. Ale progu Głównej Sali Teatru Narodowego – nie przekroczyłem. Jakoś się nie złożyło…


Rozdz. LXI -Firma czyli Królikiewicz

poniedziałek, 17 sierpień 2009

poprzedni pierwszy następny

Jest  taki film o mafii. Nazywa się „Firma”. Opowiada jak swoje macki układ rozpościera. Do kogo się zwraca. Więc przede wszystkim szuka ludzi skromnych, raczej introwertyków, niż ekstrawertyków najlepiej  obciążonych rodziną, ale bez zaplecza familijnego,klasowego, terytorialnego.

Tom Cruise w filmie "Firma" (1993)

Tom Cruise w filmie "Firma" (1993)

Rozumie to świetnie każda władza.


Rozdz. XXXIII. Człowiek na rubrykę.

piątek, 17 lipiec 2009

Najdłuższą rozmowę z Michnikiem odbyłem w towarzystwie Boba Kierklanda, który  był amerykańskim korespondentem i asystentem Leonarda Bernsteina.

Pomagaliśmy Robertowi z moją,  już nieco odważniejszą ówczesną żoną,  przełożyć na angielski  dla amerykańskiego Newsweeka, wywiad Grupińskiej z Edelmanem. Wspólnie słuchaliśmy pierwszych cyfrowych nagrań odtwarzanych jeszcze z czarnych analogowych płyt.

Więcej w wydaniu książkowym: